Odpocznijmy na kilka minut od tematu, który wydaje sie być ostatnio tematem numer 1 - czyli od covidowych przepychanek.
Sformułowanie "odpocznijmy" brzmi, w rzeczy samej, tragikomicznie - zdajemy sobie z tego sprawę. Treść i ciężar problemu są bowiem równie ciężkie i męczące. Nie napawają optymizmem i nie wywołują uśmiechu ani nie dostarczają poczucia beztroskiego relaksu.
Temat pozornie nie dotyczy Polski. Pozornie, gdyż od lat naciska się na Polskę, by przyjmowała bezrefleksyjnie w swoje granice rzesze muzułmanów z całego świata a za próby odrzucenia takiej woli nakłada najróżniejsze kary - tak finansowe jak i innego formatu.
Jak widać zagrożenia płynące z formalnego przyjęcia formuły tzw. multikulturalizmu dostrzegane są nie tylko w polskich - uznawanych w związku z tym za rasistowskie - środowiskach. Mówią o tych zagrożeniach sami muzułmanie - ci, których wiedzy w kwestii jakości i treści muzułmańskiego prawa i zwyczajów nie sposób podważyć.
Wszak mają najlepsze rozeznanie oraz najlepsze możliwości porównania i oceny żyjąc na styku bądź wewnatrz obu tych kultur - jednocześnie. I przypinanie im etykiety "rasista" jawi się jednak niemożliwym. nielogicznym, nierozsądnym a nawet idiotycznym.
"Te rzeczy" się dzieją nieustannie - nie zatrzymał ich ani covid ani wirus. Żaden lockdown nie spowodował wstrzymania promocji multikulturalizmu - mniej się tylko o tym mówi i pisze. Ale "rzeczy" w tle się dzieją nieustannie. Warto o tym pamiętać i nie gubić z pola widzenia.
poniżej przedruk na czysto z Gatestone Institute
(wr)
"........
Wielka Brytania: Witamy w Średniowieczu roku 2021
Orędownicy multikulturalizmu żądają nie tylko tego, byśmy zaakceptowali gruntowne zmiany naszego kulturowego krajobrazu, ale także uważają, że powinniśmy być znacznie bardziej otwarci na średniowieczne zwyczaje, tradycje i religijne prawa, których pozbycie się – często za cenę życia – zabrało światu stulecia. Na zdjęciu: Anjem Choudary (pośrodku), brytyjski radykalny islamista, przewodzi demonstracji, która żąda narzucenia islamskiego prawa szariatu, 12 stycznia 2010 w Londynie. (Zdjęcie: Dan Kitwood/Getty Images) |
Jeśli jest jedna sprawa "przebudzonych", która spowodowała więcej podziałów i gniewu w Wielkiej Brytanii niż jakakolwiek inna, to jest nią "doświadczenie multikulturalizmu", które stopniowo było nam narzucane – tutaj i w Europie – od końca II wojny światowej.
Te praktyki wprowadza coraz bardziej rozrastająca się społeczność brytyjskich muzułmanów, w której się urodziłem i z którą podzielam pewne punkty widzeniai powinowactwo.
Orędownicy multikulturalizmu żądają nie tylko tego, byśmy zaakceptowali gruntowne zmiany naszego kulturowego krajobrazu, ale także, że powinniśmy być znacznie bardziej otwarci na średniowieczne zwyczaje, tradycje i religijne prawa, których pozbycie się kosztowało wiele ludzkich istnień i zabrało światu stulecia.
Prawo szariatu, któremu pozwolono rozkwitać w Wielkiej Brytanii od początku lat 1980, jest najbardziej typowym przykładem tego dziwacznego poczucia uprawnienia – i wrogich reakcji przeciwko niemu. Według raportu BBC z 2012 roku, w którym cytowano szejka Haithama al-Haddada, przedstawiciela Islamskiej Rady Szariatu:
Ocenia się, że 85 rad szariatu może działać w Wielkiej Brytanii, zdaniem raportu think tanku Civitas z 2009 roku.
Wiele organów takich jak Islamska Rada Szariatu zaobserwowały znaczny wzrost spraw w ciągu ostatnich pięciu lat.
"Nasze sprawy co najmniej potroiły się w ostatnich trzech do pięciu lat" – mówi szejk al-Haddad.
"Przeciętnie co miesiąc zajmujemy się między 200 a 300 sprawami. Kilka lat temu był tego zaledwie mały ułamek".
"Muzułmanie stają się bardziej związani ze swoją wiarą i bardziej świadomi tego, co im oferujemy" – wyjaśnił.
Wprowadzenie w Wielkiej Brytanii odrębnego systemu sądowniczego dla muzułmanów w sposób nieunikniony wywołało niechętne reakcje ze strony nie-muzułmanów, którzy nie widzą powodu do tworzenia odrębnego systemu sądowniczego w oparciu o religię. Ludzie uważają ten import muzułmańskiego prawa i zwyczajów, które często są sprzeczne z brytyjskim stylem życia, za kolejny przykład "traktowania w uprzywilejowany sposób" tej grupy mniejszościowej w stosunku do rdzennej populacji. Fakt, że chrześcijanie i ludzie innych wyznań są prześladowani w krajach o muzułmańskiej większości, wyłącznie zwiększa te uczucia urazy i niezadowolenia.
Mimo faktu, że prawo szariatu – i związane z tym bicie żony, maltretowanie dzieci, poligamia, nierówność wobec prawa i okaleczanie genitaliów kobiecych (FGM) zgodnie z regułami obrzezania w Sunnie ("zwyczajowa praktyka"), nietolerancja wobec homoseksualistów i potencjalna kara śmierci za bluźnierstwo, apostazję, a nawet za zostanie zgwałconą – jest szeroko potępiane, nie było żadnej próby powstrzymania tego trendu. Oburzenie grup praw człowieka, które uważają średniowieczną praktykę FGM za niewybaczalną i barbarzyńską, wydaje się dokonało niewiele, by zapobiec jej szerokiemu stosowaniu.
Z powodu kontrowersji wokół praktyki FGM, szersze implikacje prawa szariatu – takie jak pozwolenie na bicie kobiet, dzieci, poligamia, nierówność wobec prawa i prawa o bluźnierstwie, które ograniczają wolność słowa – stały się tematem debaty, także w Izbie Lordów.
Stosowanie samego prawa szariatu nie słabnie.
Z tych dyskusji dowiedzieliśmy się, że: w żadnej z około 80 funkcjonujących w Wielkiej Brytanii rad szariatu nie ma prawnika. Nie prowadzi się poprawnej dokumentacji. "Wyroki" są wydawane jedynie na podstawie ad-hoc i, jak podkreśliła Baronessa Shreela Flather, "Szariat dyskryminuje kobiety nie tylko w sprawach małżeństwa i dzieci, ale w większości spraw".
Argumentując na rzecz rad szariatu, Baronessa Sayeeda Warsi, córka pakistańskich, muzułmańskich imigrantów i była ministerka w Partii Pracy, protestowała:
"... argumentując, że istnieje różnica między 'szariatem a prawem szariatu' i że 'szariat istnieje w Zjednoczonym Królestwie w naszym wielokulturowym społeczeństwie', pani Warsi przywołała przykład zgodnych z szariatem obligacji finansowych i pożyczek studenckich, jak również żywność halal i obrzezanie".
W obronie przeciwko oskarżeniom, że kobiety zostają pozbawione praw w nieuznawanych przez brytyjskie prawo małżeństwach islamskich "nikah", Warsi, nieco niejasno, zaproponowała, by rząd formalnie uznawał islamskie małżeństwa jako sposób zahamowania delegalizacji bigamii i poligamii. W Pakistanie posiadanie przez mężczyznę kilku żon nie jest niezwykłe. Chociaż bigamia jest nielegalna w Zjednoczonym Królestwie, poligamiczne małżeństwo zostanie uznane, jeśli zostało zawarte w krajach, gdzie jest to legalne. Obecnie w Wielkiej Brytanii jest aż 20 tysięcy takich małżeństw w muzułmańskiej społeczności.
Niedawny sondaż do programu dokumentalnego w Channel 4 pokazał, że 61% muzułmańskich par, które mają ślub nikah, nie zawarło ślubu cywilnego, który zalegalizowałby ich małżeństwo według brytyjskiego prawa. To znaczy, że oficjalnie 6 spośród 10 kobiet w Zjednoczonym Królestwie, które miały tradycyjną, islamską ceremonię ślubną, nie jest legalnie zamężnych. Są zatem pozbawione zarówno legalnie gwarantowanych praw, jak i jakiejkolwiek ochrony. Statystyka, która pokazuje, że niemal 100% zamężnych muzułmańskich kobiet miało ślub nikah, ale mniej niż 40% z nich są legalnie zamężne według prawa brytyjskiego, jest alarmująca. Jeśli małżeństwo rozpadnie się, 61% zamężnych muzułmańskich kobiet nie będzie miało innej opcji poza zwróceniem się do prawa szariatu zamiast do brytyjskiego prawa, a więc zostanie pozbawiona praw, które są dla nich korzystniejsze, szczególnie w sprawie możliwych alimentów i prawa sprawowania opieki rodzicielskiej.
Przez to zaniechanie skutecznie zrzekły się praw.
Bez dostępu do sądu rodzinnego, by uzyskać podział majątku, czy to domu rodzinnego, czy emerytury małżonka, są pozostawione samym sobie. Na przykład, kiedy moja matka wystąpiła do sądu o rozwód z moim ojcem w 1973 roku, był to pierwszy wypadek w Wielkiej Brytanii, kiedy wypłynęła sprawa ślubu nikah – i kiedy zakwestionowano małżeństwo. Ku zaskoczeniu mojej rodziny odkryto, że zgodnie z brytyjskim prawem moi rodzice nigdy nie byli prawnie małżeństwem. "Talak" (islamski rozwód), jaki mój ojciec uzyskał dwa lata wcześniej w konsulacie Zjednoczonych Emiratów Arabskich w Londynie (w owym czasie nie było sądów szariatu w Zjednoczonym Królestwie) przez oświadczenie trzy razy przed męskim (muzułmańskim) świadkiem, że ją "odrzuca" – także był nieważny według brytyjskiego prawa.
Inny import szariatu – przemysł mięsa halal – obecnie służalczo przyjętego przez większość fast-foodów, powoduje oburzenie aktywistów praw zwierząt, ponieważ widzą to jako niepotrzebnie okrutną metodę zabijania zwierząt bez ich wcześniejszego ogłuszania. Ton artykułu BBC o prawie szariatu jest całkowicie zgodny z islamskim podejściem. Przez poświęcenie kilku słów metodzie halal podrzynania gardła nieogłuszonemu zwierzęciu – BBC wydaje się bardziej troskać o naruszenie wrażliwości muzułmanów niż wrażliwości na cierpienie zwierząt. BBC pisze:
"Wielu ludzi, włącznie z muzułmanami, źle rozumie szariat. Często kojarzony jest z amputacją kończyn, śmiercią przez ukamienowanie i innymi średniowiecznymi karami. Z tego względu czasami uważa się szariat za drakoński. Niektórzy ludzie na Zachodzie uważają, że szariat jest archaiczną i niesprawiedliwą ideą społeczną, która została narzucona ludziom w kontrolowanych przez szariat państwach. Wielu muzułmanów ma jednak inny pogląd. W islamskiej tradycji szariat jest czymś, co pielęgnuje człowieczeństwo. Widzą szariat nie w świetle czegoś prymitywnego, ale jako coś bosko objawionego. W społeczeństwie, w którym problemy społeczne są endemiczne, szaria uwalnia ludzkość do realizowania swojego indywidualnego potencjału".
Przypuszczam, że większości Brytyjczyków nie mogłyby mniej obchodzić praktyki religijne innych narodów. Pojawia się jednak sprzeciw, kiedy prawa, które wydają się w Wielkiej Brytanii archaiczne, są masowo importowane. Czy BBC – i cała reszta służalczych mediów – rozumie to, czy nie, ich apologetyczna postawa rozwściecza ludzi, którzy widzą swoje liczące stulecia tradycje – udoskonalone przez Magna Carta, Johna Locke'a i Oświecenie – praktycznie spychane buldożerem do rynsztoka. Ich ewidentny brak zrozumienia, że szariat – i jako jego przedłużenie, brak integracji z brytyjskim życiem – są szkodliwe dla społeczeństwa, jest całkowicie zdumiewającym brakiem wyczucia i wrażliwości. Twierdzenie, że powinniśmy akceptować prawa tych, którzy przybyli tutaj z własnej woli, ale obecnie szukają rozwiązań swoich problemów w prawach religijnych z siódmego wieku, które nie mają miejsca w życiu niemuzułmańskiej większości Wielkiej Brytanii, może wydawać się nieco bezczelne.
"Kontrolowane przez szariat kraje" – lub "państwa islamskie", by być ścisłym – są znane z tego, co my na Zachodzie uważamy za barbarzyńskie i łamiące prawa człowieka obyczaje. Na przykład, niewolnictwo, choć może nie jest oficjalnie dozwolone, nadal istnieje w częściach Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Uważa się także za dozwolone, by muzułmański mężczyzna brał nie-muzułmańskie kobiety jak mu się podoba – o czym świadczy ponad 19 tysięcy ofiar muzułmańskich gangów w Wielkiej Brytanii. Importowanie takich kontrowersyjnych praktyk nie tylko oznacza cofanie się, ale jest niezawodnym katalizatorem podziałów społecznych.
Zwolennikom multikulturowości, wydaje się, że wyrównywanie gruntu, by pomieścić takie tradycje, może być dobrym mechanizmem wprowadzania różnorodności, nawet jeśli sieje ziarna podziału. Orędownicy różnorodności twierdzą potem, że ci, którzy nie zgadzają się z tym, co wygląda na średniowieczne praktyki, są "rasistami", "ksenofobami" lub "islamofobami", podczas gdy oni w rzeczywistości sprzeciwiają się tylko biciu kobiet, małżeństwom dzieci, okaleczaniu genitaliów kobiecych lub całemu szeregowi okrutnych praktyk, o których błędnie sądzili, że pozostawiliśmy je za sobą stulecia temu.
Andrew Ash: Brytyjczyk urodzony w Wielkiej Brytanii w muzułmańskiej rodzinie.
..."