Drukuj
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

ile1Mimo, że uważam, że covid19 – jako naturalnie odwirusowa choroba - 

to jedno wielkie kłamstwo od początku do końca, to w tym przypadku pominę takie komentowanie tematu.


Skupię się na jednym.

A mianowicie na tym, że w przypadku, gdy mamy do czynienia z czymś ( cokolwiek to nie jest) prawdziwym i naturalnym, to nie ma żadnej…ale to kompletnie żadnej ..potrzeby, by przekłamywać dane tudzież  oszukiwać i manipulować informacjami. Po prostu rzeczy dzieją się naturalnie, jedna z drugiej wynika w sposób najprostszy z najprostszych, widać je - jak na dłoni i w żaden sposób nie da się im zaprzeczyć.
Natomiast klamstwo i manipulacja stosowane są wtedy, gdy ktoś ma coś do ukrycia i ujawnienie prawdy zaprzeczaloby głoszonej tezie i tym samym uniemożliwiłoby głoszącemu tezę realizacje jakiegoś, jemu tylko znanych, interesu i zamiaru.

I to jest podstawowa wskazówka – jak należy czytać  wieści typu “cała prawda całą dobę”  oraz dekodować rewelacje głoszone z trybun… tym bardziej przez wątpliwej jakości tzw. autorytety. 


Dodatkową wskazówką jest obserwacja czy głoszone opinie przeciwstawne są zagłuszane czy dopuszczane i na ile dopuszczana jest swobodna polemika.

Jeśli “coś” jest prawdziwe to nie da się tego podważyć i opinia przeciwstawna umrze śmiercią naturalną – nie istnieje potrzeba jej penalizacji. Ona, sama z siebie i po prostu, nie wytrzyma konfrontacji z rzeczywistością i faktami. 

Gdy więc widoczne są rozbieżności między faktami a głoszonymi tezami to oznacza, że tezy sa fałszywe – i to jest bezwzględna zasada zerojedynkowości , którą należałoby zastosować, jeśli faktycznie chcemy dojść prawdy.


Istnieje wszakże calkiem spora ilość osob, mających interes w dostarczaniu fałszywych tez, które to osoby zrobią wszystko, by nie dopuścić zdania przeciwnego “do obrotu” i im bardziej teza nie zgadza się z faktami tym  mocniej będą ową tezę głosić.
Łagodnie można to uzasadnić stosowaną powszechnie  zasadą, że “jeśli teza nie zgadza sie z faktami - tym gorzej dla faktów”  a mocniej, bo goebelsowsko – “kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”.

Jedyne moje zastrzeżenie dotyczy fragmentu opartego na zdaniu :

„...Choroba COVID-19 to wirusowa infekcja układu oddechowego, a jej ciężki przebieg to zapalenie płuc przechodzące u części pacjentów w ostrą niewydolność oddechową (ARDS)...”

Mimo, że zdanie to teoretycznie zgadza się z tym, co chcielibyśmy myśleć  - wszak potwierdza, że cały szum pandemiczny jest w zasadzie o nic - to wprowadza jednak dość niebezpieczne w konsekwencjach uproszczenie. Lokuje bowiem fakt istnienia czegoś, co nazwano Covid19, całkowicie w obszarze medycznym oraz sprowadza jednak jego źródla wyłącznie do wirusa, którego, de facto, nikt w rzeczywistości do końca – albo w ogole - nie zbadał.
 
Z drugiej strony takowe sformułowanie – przy jego wnikliwej analizie a jest ona tu niewykle potrzebna  - wprowadzać powinno jednak przekonanie, że z podstawowymi parametrami czegoś, co nazwano Covid19 – takimi jak niewydolność oddechowa  a nawet zatorowość płucna - mamy do czynienia od dekad i nie jest to powód do wprowadzania nagłego stanu alarmowego na skalę światową…
I to pozwala wysnuć następnie wniosek, że skoro wprowadzono taki nagły stan alarmowy w oparciu o coś, co jest znane od dziesięcioleci, to jego przyczyn należy jednak doszukiwać się w obszarach pozamedycznych.

(wr)
……………………………………………………………..

 

 

Ile naprawdę jest zgonów na koronawirusa?

Logika przedstawionej przeze mnie narracji jest następująca: aktywność szpitali i liczba osób leczonych z zapaleniem płuc ogółem i niewydolnością oddechową stoi w rażącej sprzeczności z oficjalną narracją covidowych pseudoekspertów – mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl lek. med. Jerzy Milewski, specjalista chorób wewnętrznych i rynku farmaceutycznego.

 

DoRzeczy.pl: Minęły trzy tygodnie od ukazania się naszej rozmowy w tygodniku „Do Rzeczy”, w której przedstawił Pan rzeczywiste dane Ministerstwa Zdrowia i GUS na temat pandemii. Z jakimi reakcjami spotkał się Pański komentarz?

Lek. med. Jerzy Milewski: Odzew jest w 100 procentach pozytywny. Martwi mnie natomiast, że nie spotkałem się z próbą polemiki. Nikt nie próbował podważać tych danych, które zaprezentowaliśmy. Jeśli te dane tak bardzo rażąco nie zgadzają się z narracją Ministerstwa Zdrowia, w szczególności ze stanowiskiem prezentowanym przez covidowych celebrytów, to powinna się wywiązać jakaś polemika. Niestety, nic takiego się nie wydarzyło.

Ministerstwo Zdrowia ogłosiło, że piąta fala pandemii dotarła do Polski. Czy Pańskim zdaniem groźny jest wzrost zakażeń wariantem Omikron wirusa SARS-CoV-2?



 Liczba dodatnich testów jest bez znaczenia. Wykazaliśmy to poprzez poprzednio prezentowane dane Ministerstwo Zdrowia. Widzimy, że obecnie spada ilość hospitalizacji oraz obciążenie łóżek respiratorowych. Konsekwentnie natomiast kontynuuje się produkowanie niszczącej epidemii lęku.

Analizuje Pan regularnie korespondencję z Ministerstwem Zdrowia. Czy dysponuje Pan kolejnymi danymi, które potwierdzałyby Pana wcześniejsze tezy?

Tak, wszystkie kolejne fakty są w pełni spójne z tym obrazem, który przedstawiliśmy na podstawie danych Ministerstwa Zdrowia i GUS w rozmowie dla tygodnika „Do Rzeczy”. Choroba COVID-19 to wirusowa infekcja układu oddechowego, a jej ciężki przebieg to zapalenie płuc przechodzące u części pacjentów w ostrą niewydolność oddechową (ARDS). Dysponuję m.in. niezwykle istotnymi liczbami ile1na ten temat. Okazało się, że w 2020 roku mieliśmy istotnie mniej przypadków ARDS niż w poprzednich latach! Było to przed wprowadzeniem szczepień, ale już w roku pandemii.

Obecnie jesteśmy informowani, że szczepienia znacznie zmniejszają ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19. Jak to wygląda z perspektywy danych?

Jak wiemy, na początku byliśmy błędnie informowani o tym, że szczepionki uchronią nas przed zakażeniem i zapobiegną transmisji wirusa. Okazało się to nieprawdą. Obecnie mówi się, że preparaty uchronią nas przed ciężkim przechorowaniem. Aby to sprawdzić, przeanalizowałem dane dotyczące zespołów ostrej niewydolności oddechowej w 2020 i 2021 roku. Niebywale ciekawy jest fakt, że w pierwszym półroczu 2021 roku nadal było ich mało, ale więcej niż w pierwszej połowie 2020 roku. Zatem w roku, w którym wdrożono szczepienia mające chronić przed ciężkim przechowywaniem, liczba zespołów ARDS wzrosła, a nie spadła. To bardzo ciekawa informacja, jeżeli chodzi o ocenę skuteczności tych preparatów.

Czy można umrzeć na COVID-19 nie mając ostrej niewydolności oddechowej?

Zasadniczo nie. Opisywane przypadki zaburzeń krzepnięcia zwykle dotyczą chorych z ciężkim przebiegiem zapalenia płuc. Inne przypadki to raczej pewien margines. Zwykle dokładnie nieopisany.

Z drugiej strony często słyszymy argument, że w krajach o wysokim wyszczepieniu społeczeństwa zgonów covidowych jest znacznie mniej. Jak to pogodzić z przytoczonymi przez Pana danymi?

Różne kraje stosują różne zasady gromadzenia danych. Niższe liczby zgonów nadliczbowych dotyczą raczej krajów, gdzie nie zdemolowano systemu opieki zdrowotnej tak mocno jak w naszym kraju. W Polsce również jest bardzo wysoka dodatnia korelacja między stopniem zmniejszenia liczby hospitalizacji w województwach a ilością zgonów nadliczbowych.

Czy w ostatnim czasie otrzymał Pan więcej odpowiedzi potwierdzających Pańskie argumenty?

Owszem. Mówiąc w skrócie, logika przedstawionej przeze mnie narracji jest następująca: aktywność szpitali i liczba osób leczonych z zapaleniem płuc ogółem i niewydolnością oddechową stoi w rażącej sprzeczności z oficjalną narracją covidowych pseudoekspertów. Dlatego postanowiłem zbadać dogłębnie sytuację, w której w szpitalach robi się mniej badań, a pacjenci w dużej mierze zostali odcięci od POZ-ów.

I jakie wnioski płyną z tych danych?

Przyjmując oficjalną narrację, powinien nastąpić jakiś dramatyczny stan rzeczy w ratownictwie medycznym. W przekazie medialnym głównego nurtu próbowano nam wciskać historię o tym, że pogotowie jest u kresu wytrzymałości i lada moment system się zawali. Zapytaliśmy więc o aktywność pogotowia ratunkowego wyrażoną w liczbach podanych przez resort zdrowia. W odpowiedzi otrzymaliśmy obraz konsekwentnie pasujący do wcześniej opisywanego przez nas.. Okazuje się ile2mianowicie, że liczba zgłoszeń między 2018 a 2021 rokiem zasadniczo się nie zmieniła. Odchylenia są niewielkie, natomiast liczba wyjazdów zespołów ratownictwa medycznego do pacjentów w latach pandemicznych, czyli 2020-2021 jest mniejsza niż w latach poprzednich. Wystąpiła za to nieco większa liczba odmów wyjazdu pogotowia do pacjentów. To również jest dla mnie niezrozumiałe, ponieważ liczba zgłoszeń nie była dramatycznie większa. Można zatem przypuszczać, że to wynika z pewnego nastawienia psychologicznego i decyzji organizacyjnych. Co jednak najważniejsze, również aktywność pogotowia ratunkowego kwestionuje prawdziwość narracji o strasznej epidemii.

Po zapoznaniu się z przedstawianymi przez Pana danymi powraca zasadnicze pytanie: ile osób tak naprawdę umarło w Polsce na COVID-19?

Na pewno znacznie mniej, niż wynika to z oficjalnych danych MZ prezentowanych jako zgony covidowe. Liczba ok. 30 tys. w 2020 roku oznacza jedynie osoby zmarłe, u których stwierdzono dodatni test na obecność wirusa, a to nie jest tożsame z rozpoznaniem choroby COVID-19 jako przyczyny śmierci. Jeżeli według danych resortu zdrowia liczba osób hospitalizowanych z rozpoznaniem COVID-19, u których stwierdzono zapalenie płuc różnej etiologii w 2020 roku wynosiła ok. 10-11 tysięcy, to znaczy, że zgonów na COVID-19 mogło być nie więcej niż kilka tysięcy, ponieważ wszyscy z tej grupy przecież nie umarli. Pamiętajmy, że w 2020 i 2021 roku nie nastąpił przyrost ogólnej liczby zespołów ARDS. Miał za to miejsce spadek liczby tych przypadków, a więc ostatecznie dokładna liczba zgonów na COVID-19 nie jest znana.

Jerzy Milewski – lekarz, specjalista chorób wewnętrznych, ekspert rynku farmaceutycznego, założyciel kilku firm w branży medycznej, farmaceutycznej, biologii molekularnej, były członek Narodowej Rady Rozwoju.

 

Źródło: 

https://dorzeczy.pl

       

      Autor:Paweł Zdziarski