Drukuj
Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

szkolaOd pewnego czasu nie biorę udziału w dyskusjach dotyczących oświaty.

Owszem, mam sporo do powiedzenia na ten temat. Pracuję w szkole od dwudziestu lat, znam różne stanowiska pracy dydaktycznej, także tej poza przestrzenią klasy, rozmawiam z wieloma nauczycielami, rodzicami, uczniami, słucham zwierzeń, lamentów i skarg. Wiem, jaki robak toczy polską szkołę, znam jej bolączki i (nieliczne) zalety.

A jednak nie lubię wypowiadać się na ten temat publicznie.Od czasu, kiedy uświadomiłam sobie, że... zmiana nie jest możliwa.

Zmiana systemowa jest niemożliwa.

Odgórna, systemowa zmiana za pomocą regulacji prawnych jest zmianą pozorną. I jako taka nie da oczekiwanych efektów.

Szkoła oparta jest na paradygmatach kontroli, oceny, władzy, konieczności, posłuszeństwa, przymusu, zaliczenia. Ktoś powie: takie jest życie. A może życie jest takie, jak się nauczyliśmy w szkole? Może celem tej uporządkowanej szkolnej sieczki jest przygotowanie idealnych trybików maszyny? Może nikomu nie zależy, żeby dobrze wykształcić, tylko żeby dużo „wykształcić”... Takie pytania można mnożyć.

Prywatnie nigdy nie pozwoliłabym, aby moje dziecko było „wykształcone” przez szkołę. Bo niby co taka szkoła może wykształcić? Wszystko robi za późno i według schematu. Niczego nie zgłębia i uczy nie myśleć. Wkuwanie tabliczki mnożenia, rysowanie szlaczków czy przepisywanie słówek to trening bezmyślnych trybików.

Po drugiej stronie czuwają rodzice, którzy nagradzają bądź karzą dziecko miłością lub jej brakiem za posłuszeństwo. I za to, że obca osoba wpisała obok nazwiska dziecka odpowiednią cyferkę. I nawet ci, którzy widzą w szkole samo zło, nie dostrzegają absurdu tkwiącego w tej sytuacji.

W rezultacie dziecko męczy się w szkole, ale uznaje to po pewnym czasie za konieczność, aby zyskać akceptację dorosłych. Potem uczy się kombinować. Już jest ukształtowane jako członek społeczeństwa. Trybik.

Teraz o nauczycielach.

Znam cudownych nauczycieli. Żyją swoją pracą, lubią uczyć, lubią młodzież, miło spędzają z nią czas. Znam też nauczycieli, którzy zupełnie się do tego nie nadają. Tak jest w każdym zawodzie. Poza tym to, że ktoś jest kompetentny w dziedzinie fizyki czy historii, nie świadczy o jego zdolnościach dydaktycznych.

Wreszcie – czym jest owo nauczanie?

Uczyć się to czasownik zwrotny. Się. Nie lubię wypowiadać się na temat systemu oświaty, bo nie wierzę w nauczanie. Gdy stoję na katedrze i realizuję podstawę programową, to tak naprawdę tylko podaję informacje (albo udaję, że to uczniowie samodzielnie je zdobywają), które pozwolą im napisać sprawdzian, a dalej zdać maturę.

Nie uczę o „Lalce” Prusa. Podaję informacje o „Lalce”. Prawdziwa nauka następuje, gdy człowiek jest zainteresowany tematem, zadaje pytania, szuka odpowiedzi samodzielnie w różnych źródłach i doświadcza. Można powiedzieć, że motywacja musi urodzić się w uczniu. Powinna pojawić się chęć przeczytania Lalki, następnie proces czytania z elementami rozmowy, odpowiedzi nauczyciela na pytania do tekstu, wyodrębnienie najistotniejszych dla czytającego treści i obgadanie ich.

Ale nie pojawi się. Ciekawość została stłamszona na pierwszym etapie tzw. edukacji. Wtedy gdy zamiast odpowiadać na pytania dziecka o to, jak płynie prąd i gdzie żyją warany, kazaliśmy mu rysować szlaczki. Bo warany nie zgadzały się z etapem podstawy programowej. Ale zgadzały się z etapem jego rozwoju. Wynikały z jego ciekawości. A teraz już jest za późno – ciekawość zniknęła. Zastąpiło ją zniechęcenie i brak zaufania do tzw. nauczyciela.

Gdybym miała opisać zadania nauczyciela, to ograniczyłabym się do trzech: zaciekawiać, inspirować, odpowiadać na pytania. Tymczasem u nas jest: realizować wytyczne, dużo oceniać, mieć porządek w papierach.

Nauczyciel powinien pozwalać uczniowi mylić się, radośnie błądzić, nie bać się niewłaściwych dróg, mówić „nie wiem”, poszukiwać odpowiedzi razem z uczniem.

Chciałam tak. Natknęłam się na mur niezrozumienia. Oczekiwali terminów, wymagań, regulaminów, ocen. Nie oczekiwali radości. Dziwne.

Dlaczego uważam, że zmiana nie jest możliwa?

Ponieważ struktura piramidy (ministerstwo, kuratorium, samorząd, dyrekcja, nauczyciele, rodzice, uczniowie) wskazuje kierunek działań i kontroli.

Ponieważ całe pokolenia zostały ukształtowane wedle wzorca i teraz te pokolenia są nauczycielami, rodzicami, dyrektorami i ministrami.

Ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że gdyby nawet nagle z dnia na dzień ministerstwo pozostawiło szkołom i nauczycielom całkowitą dowolność w doborze materiału i swobodę w sposobach jego realizacji, niewiele osób wiedziałoby, co z tym zrobić. Podejrzewam, że gdyby nawet znieść obowiązek szkolny, rodzice wciąż posyłaliby tam swoje dzieci, nie wiedząc, co innego mogliby zrobić.

Szkoła jest instytucją niereformowalną. Jest najbardziej rozpowszechnioną z form przemocy we współczesnym świecie. Jedynym miejscem, w którym może nastąpić jakaś zmiana, jest punkt na przecięciu drogi ucznia i nauczyciela. Niezależnie od czynników zewnętrznych, przepisów prawa, struktury instytucji, polityki, dobry nauczyciel wyjdzie na spotkanie ciekawości ucznia.

Tylko tak się zastanawiam, czy na pewno to będzie spotkanie w szkole.

 

mpaw1

 

 

 

Małgorzata Pawlak

 

inne artykuły autorki