Drukuj

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

szyb1Niezwykle ważne kwestie lecz zastanowiłbym sie nad szczegółami

– nad tym, co Wojtek Dobrzyński ujął sformułowaniem:  „ nie bombarduje się obszaru, na którym realizowane są globalne interesy”...

Z jednej strony buntujemy się przeciwko zawłaszczaniu naszych surowców naturalnych przez korporacje amerykańskie (powiedzmy, że amerykańskie) a z drugiej uznajemy (NISS uznaje...tzn. nie tyle uznaje, ile sam je tworzy) twiedzenie, że tylko wtedy Polska będzie bezpieczna, gdy na jej terenie będą własnie realizowane owe globalne interesy.


Globalne interesy właśnie się rozpoczynają – Amerykanie kładą „łapę” na naszych, polskich,  surowcach. Czyli - dokładnie zgodnie z tezą stawianą przez NISS - obszar Polski staje się obszarem globalnego interesu, co powinno wywoływać jednak wrażenie, że Amerykanie będą mieli czego bronić.  

Rzekomo więc , w zasadzie, poprzez zaangażowanie amerykańskie w wydobycie polskich wszak surowców zyskujemy (Polska zyskuje, obszar i naród) gwarancje bezpieczeństwa. Wychodzi na to, że powinniśmy się cieszyć zatem.


Nastepstwem jednak wyraźnie amerykańskiego ( czyli tylko jednego globalnego gracza)  zaangażowania na polskim obszarze jest marginalizowanie Polski jako takiej – stajemy się obszarem nie tyle chronionym, ile eksploatowanym i wyzyskiwanym ...na wzór, już ponad wszelką watpliwość,  typowej kolonii sprzed stuleci , w której mieszkańcy takowej czy też interes narodowy takowej nie mają kompletnie żadnego znaczenia...nie istnieją i nie liczą się na tle interesów globalnych.


Druga sprawa – w świetle lansowanych ostatnio tez o geopolitycznym położeniu Polski (Jacek Bartosiak) wyraźnie rysuje się konflikt wyższego rzędu.

Czyli – w rozkładzie sił  USA-Rosja-Chiny – obszar Polski staje się jednak obszarem bardziej podatnym na to bombardowanie. Na nim wszakże będą realizowane nie tyle globalne interesy (właśnie USA-Rosja-Chiny) ile interesy tylko jednego, nazwijmy to, mocarstwa o statusie globalnym (USA).


Czyli  - nic łatwiejszego dla pozostałych uczestników (Rosja-Chiny) jak właśnie „zbombardować”  obszar interesow USA.... żeby naruszyć podstawy czy też oparcia ich potęgi. W globalnych rozgrywkach likwidacja czegoś kompletnie lokalnego jest ruchem naturalnym. Mogliśmy się o tym przekonać już przy okazji Jałty i Teheranu - a pamiętać należy o tym, że to był dopiero okres raczkowania tego "globalnego oceanu".    

Więc albo NISS nie jest w stanie doprezyzować swojej tezy oraz przedstawić jej w sposób jasny i wyraźny albo bierze udział w powszechnym ostatnio zwyczaju „mieszania ludziom w głowach”.

Dokładając do tej, coraz trudniejszej do rozwiązania dla przeciętnego Polaka, łamigłówki wspomniane wyżej  - i coraz bardziej modne ostatnio - wykłady Jacka Bartosiaka o geopolityce,  otrzymujemy miksturę o tak tajemniczym i nieznanym składzie, że przyprawia o ból głowy.
Wykłady Jacka Bartosiaka prowadzą w prostej drodze do uznania, że Polska - jako obszar i naród - powinna uwzględnić globalne interesy realizowane w obszarze tzw. „globalnego oceanu” i „strategicznych przepływów”  oraz  podporządkować się im. To ma być owa genialna myśl, z której podobno ma wynikać dla nas sposób na  przetrwanie.

Są owe wykłady prowadzone z taką zręcznością, że rzadko komu przyjdzie do głowy myśl – jeśli właśnie pójdziemy tą drogą rozumowania -  że nie tyle przetrwamy, co wprost odwrotnie jednak, samounicestwimy się.  Z chęcią ową miksturę wypijemy, nie zdając sobie kompletnie sprawy z tego, że właśnie łykamy truciznę. Łykniemy ją z niezwykłą radością...

Z uporem maniaka będę nadal twierdził, że bezpieczeństwo Polski i gwarancja jej przetrwania oraz istnienia w ogóle na mapie tego "globalnego oceanu przepływów" - jak to się zwykło nazywać ostatnio - mogą być zapewnione wyłącznie poprzez realizację - i to w sposób niezwykle mocny i zdeterminowany - własnego pomysłu na życie....własnej racji stanu. Bez opierania owych gwarancji o jakiegokolwiek "oceanicznego" gracza. Gdyż owi gracze  na takich właśnie interesach lokalnych opierają swoją globalną pozycję. I danie któremukolwiek z nich szansy na postawienie w Polsce choć najmniejszej swojej bazy czy oparcia wywołuje właśnie nie tyle nawet ryzyko "zbombardowania", co absolutną pewność, że owa baza zbombardowana będzie - to, czy będzie się to nazywało  "Polska" nie ma dla globalnych interesów tzw. "światowego oceanu przepływów" kompletnie żadnego znaczenia. 

Zupełnie odmiennie niż jest to czynione teraz. Szczególnie właśnie w dobie lansowania (ot, choćby poprzez wykłady Jacka Bartosiaka) takiego rozkładu sił na mapie świata i niejako wbrew i na przekór owym lansom, Polska może zyskać najwięcej. A w zasadzie - bez zastanawiania się nad tym czy najwięcej czy mniej -  po prostu zyskać swoje.  Globalni gracze są zajęci sobą - w tym tkwi szansa.

Innymi słowami:  
- jeśli bazy wojskowe w Polsce to obsadzone polską armią a nie amerykańską
- jeśli szyby naftowe (ropa naftowa) czy kopalnie ( złota, manganu, tytanu..) w Polsce to polskie szyby i kopalnie 

- jeśli jakikolwiek szlak biegnący przez Polskę to węzły tego szlaku zarządzane przez Polskę a nie przez Chiny czy Rosję..

Tylko wtedy będziemy mieli szansę, by w tym globalnym oceanie nie utonąć.  

 


Obawiam się jednak, że jest już odrobinę za późno - szczególnie, gdy proces wyładunku maszyn wydobywczych pod przykrywką NATO (a w rzeczy samej sił zbrojnych USA) na terenie Polski już się rozpoczął.

Obawiam się ponadto, że dywagujemy nad tym, jak sobie czegoś nie dać odebrać, podczas, gdy tego "czegoś" już nie mamy...że zastanawiamy się, jak tu się ustawić w  ramach i granicach tego geopolitycznego "globalnego oceanu przepływów strategicznych" podczas, gdy już zostaliśmy ustawieni - ktoś to uczynił za nas, wbrew naszej woli i nawet nas o tym nie poinformował.

 

woj1a

 

 

Wojciech Różański