najnowsze

Krzysztof Karoń

covid dla opornych

Witold Gadowski

Wojciech Sumliński

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

lekarz3aLekarz…

Brzmi to słowo niezwykle poważnie. Słowo magiczne. Do tego stopnia, że kobieta, która często przed mężem kryguje się ściągnać biustonosz to przed lekarzem czyni to w sekundę. Nie po to użyłem tego porównania, by wywołać sprośne myśli bądź oskarżyć lekarzy o wykorzystywanie sytuacji lecz dlatego, że oddaje takie odniesienie ów swoisty sposób, w który przywykliśmy traktować właśnie lekarzy.

5 lat studiów, praktyki i rezydentury, dzesiątki a nawet setki szkoleń, stopień po stopniu do góry... Chętnie łykamy wszelkie pastylki, proszki i mikstury wypisane koślawymi literami na receptach – im bardziej koślawe znaczki i nieczytelny sposób zapisania tym bardziej wzbudza zaufanie. Nie pytamy..nie mamy watpliwości...wierzymy i ufamy.

Olśnienie i przebudzenie przychodzą przeważnie za późno – wtedy zazwyczaj, gdy obraz na monitorze przybierze kształt linii prostej. Choć i taki stan czasem nie wybudza – pokornie przyjmujemy np. wyjaśnienie, że...no coż..wiek robi swoje...

Przyzwyczailiśmy się do zmarszczek nawet już po 30-tce...do kłucia w boku po 50-tce...do laski czy balkonika po 70-tce.....wiek wszak robi swoje - lata już temu to było, gdy dostałem do ręki wynik badań swojego serca z zapisem -"stan serca odpowiedni do wieku".
Czytałem kiedyś – jakiś czas już temu - opracowanie pewnego lekarza z Azerbejdżanu bodajże, czy Armenii, ktory po latach badań ludzkich organów, stwierdził, że moglibyśmy żyć i 300 lat. Na tyle określił żywotność ludzkich narządów – pod warunkiem, że się ich nie niszczy i nie utrudnia  im funkcjonowania.  
Brzmialo to pięknie i nadziejnie. Wtedy....A dziś? -  człek po 60-tce...bądź po 70-tce tym bardziej... musi się już przyzwyczajać do myśli, że wszystko może się zdarzyć nawet następnego dnia...No coż...wiek robi to swoje a badania azerbejdżańskiego lekarza pewnie pokryte grubą warstwą kurzu leżą gdzieś, w jakimś od lat nieodwiedzanym archiwum. Wszak kompletnie nie przystawały do trendów reform emerytalnych.

Wiek tak, niewatpliwie robi...ale czy aby lekarze też ?

Ze zdziwieniem wielkim obserwuję radosne zazwyczaj reakcje tzw. środowiska medycznego, gdy pojawia się informacja, że jakiś kolejny „szarlatan”, nawiązujący do tzw. starych metod leczenia - zwanych dziś dla niepoznaki "niekonwencjonalnymi" albo śmiący powątpiewać w zalecenia Izby staje przed sądem lekarskim i uroczyście bywa pozbawiany uprawnień.


Wrotycz zakazany...mniszek lekarski wypleniony rakotwórczym roundupem...witamina C dożylnie – kara śmierci zawodowej....Zięba ogłoszony szarlatanem...Czerniak pozbawiony praw...lekarze mówiący prawdę o skuteczności szczepień – sprawy sądowe o naruszenie etyki zawodu i zagrożenie życia pacjentów....zielarstwo dogorywa...


 Do czego, dokąd... zmierzamy ?


Rozumiem, że sa dwie, a nawet trzy,  strony tego medalu.


Jedna to taka, że naczelne organizacje medyczne z WHO na czele – sponsorowane przez koncerny farmaceutyczne -  prowadzą jakieś dziwne i podejrzane  projekty. I mając pewien rodzaj władzy wymuszają coś na, choćby, Izbach Lekarskich.
Druga to taka, że owe projekty „klepane” bywają bez zastanowienia i refleksji (albo jednak po przeliczeniu środków w portfelu) przez posłów w najróżniejszych parlamentach.


Ale trzecia strona to sami lekarze. Bez nich wszak żadne sejmowe ustalenia czy WHO-skie projekty nie miałyby szans wprowadzenia w życie. Jak to się dzieje, że cała armia naprawde nieźle wykształconych ludzi nie reaguje i nie stara się ani dociec przyczyn ani nie widzi skutków?

Jak to sie dzieje, że ta armia zupełnie bezrefleksyjnie akceptuje glifosat na sklepowych półkach, nie widzi żadnego zagrożenia w GMO i pokornie klepie formułki wyuczone na pamięć na sympozjach koncernów farmaceutycznych tudzież skwapliwie szafuje pigułkami, o skutkach ubocznych działania których czasem nie ma zielonego pojęcia ?

Jak to się dzieje, że w chwilę po złożeniu przysięgi lekarskiej ta armia zapomina o jej treści?...

„..
przyrzekam:

  • obowiązki te sumiennie spełniać;
  • służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu;
  • według najlepszej mej wiedzy przeciwdziałać cierpieniu i zapobiegać chorobom, a chorym nieść pomoc bez żadnych różnic, takich jak: rasa, religia, narodowość, poglądy polityczne, stan majątkowy i inne, mając na celu wyłącznie ich dobro i okazując im należny szacunek;
  • nie nadużywać ich zaufania i dochować tajemnicy lekarskiej nawet po śmierci chorego;
  • strzec godności stanu lekarskiego i niczym jej nie splamić, a do kolegów lekarzy odnosić się z należną im życzliwością, nie podważając zaufania do nich, jednak postępując bezstronnie i mając na względzie dobro chorych;
  • stale poszerzać swą wiedzę lekarską i podawać do wiadomości świata lekarskiego wszystko to, co uda mi się wynaleźć i udoskonalić.

..”
Jakże dumnie to brzmi.

Jakże mizernie na tym tle wygląda motto zawodowe jednego ze światowej sławy chirurgów (młodzi!! - słuchać i uczyć się !! ) –

jeśli pacjent zejdzie mi na stole to następnego dnia nie operuję

 

Praktyka pokazuje, że poszerzanie wiedzy lekarskiej – szczególnie samodzielne -  a już na pewno podawanie tej poszerzonej wiedzy do wiadomości świata przeważnie skutkuje sądem lekarskim, długotrwałymi kłopotami i nierzadko śmiercią zawodową.

I lekarze nie grzmią ?..Przyjmują z pokorą taki bieg wypadków?...Mając w pamięci przykazanie – służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu -  świadomie zgadzają się na wytyczne Izb Lekarskich udając, że nie widzą, że te wytyczne w wielu wypadkach życiu i zdrowiu nie służą jednak?...Dlaczego ?  

Nie mogę tego pojąć.

Poniżej dość ciekawy materiał odnoszący się zarówno do służenia życiu i zdrowiu ludzkiemu jak i do podawania do wiadomości świata. Czynię to z poczuciem pewnej dozy bezkarności – nie jestem lekarzem więc sąd lekarski mi nie grozi. Ale z drugiej strony mam świadomość, że mogę być uznany winnym podburzania i zachęcania do szarlataństwa - zgodnie z coraz bardziej modnym trendem lansowanym w środowiskach lekarskich.
Ale cóż...skoro mimo upływu czasu, z takim bagażem praktyki i doświadczeń, medycyna i człowiek w białym kitlu coraz bardziej i częściej bywają bezradni, czasem nawet w najprostszych wypadkach, to bypass wydaje się rozsądnym wyjściem. 
 
Dożyliśmy, bywa czasem, że wbrew praktyce i teorii nauk medycznych (co możemy uznać za nasz osobisty sukces) - i to jest w miarę dobra wiadomość -  czasów, w których to pacjent, chcąc żyć zdrowo lub żyć w ogóle, szuka na własną rękę metod leczenia - i to już jest, niestety, wiadomość nienajlepsza.. 
Oto jedna z takich metod, niewątpliwie godna uwagi. 

(wr)

 terapia częstotliwościami: 

 

 

 

materiał powiązany: 
krzem1a

Komentarze   

+1 #1 Amigo 2020-03-05 23:10
Przysięga Hipokratesa ma swoje odwołanie, do innej myśli "ojca medycyny". Rzekł on "lekarz ma tylko jedno zadanie: wyleczyć chorego. Jaką drogą tego dopnie, jest rzeczą obojętną". Czy współczesna medycyna akademicka nie chce słyszeć owego rozszerzenia - trudno ocenić. Może to jedynie opresyjność systemu, jego część "operacyjna", poddana czort wie, jakim naciskom globalnym. Jest przecież także - i czasem odzywa się czystym głosem - pewna liczba lekarzy, gotowych stanąć przy chorym ze świadomością podmiotowości, nie traktująca go jako 'przypadek medyczny", a złożony, psychofizyczno-duchowy, odrębny i wyjątkowy, cud życia. To są zazwyczaj ci, mający w sobie głęboką pokorę i świadomość własnej ograniczoności,  działania w obrębie naukowych teorii i badań, które, z natury rzeczy, zawsze domagają się rozwoju, uzupełnienia, weryfikacji. Wydaje się, że terapie częstotliwościami, są obserwowalną tendencją, podobnie, jak jest nią przenikanie pojęć i procedur zakorzenionych w medycynie odległych od siebie kultur, która stale jeszcze opisywana jest słowem "uzdrawianie", zamiast "leczenie". Akupunktura na dobre zagościła w gabinetach fizjoterapeutów, działanie meridianów wykładane jest na uniwersytetach medycznych. Ciąg dalszy, zapewne, nastąpi :) Hipokrates rzekł był także, iż "lekarz leczy, natura uzdrawia". To twierdzenie opisuje głębokie pęknięcie pomiędzy oczekiwaniami i możliwościami medycyny. Wskazuje też na fundamentalne prawo człowieka do sięgania po zasoby natury. Częstotliwości, jako takie, nie mogą być objęte patentem, bo są tych zasobów częścią. Mamy więc (ciągle jeszcze) wybór i nadzieję - kluczyki do "woli zycia". Pewnie dowiemy się w końcu, ile Hz ma jej wibracja :D