Mamy dość dziwny zwyczaj rozdzielania spraw.
Skupiamy się na jednym fakcie..bądź na jednej historii. I w rezultacie nie kończymy spraw. Co przekłada się na to, że nie rozwiązujemy problemów a tylko i wyłącznie dostarczamy sobie i innym zwykłej, nie robiącej już większego wrażenia, sensacji.
Nie jest to do końca wina samych autorów choć taki sposób prezentacji wymusza jednak na słuchaczu bądź czytelniku owo skupienie sie na wybranym fragmencie czy opisie. I wcale nie prowokuje do dodania do opowieści kolejnego puzla. A nawet czasem ...a w zasadzie dość często... wywołuje wrażenie, że opowieść jest już pełna - zaczęta i skończona. I ani nic dodać ani nic ująć.
Bywa, że sam autor przydaje takowego wrażenia zupełnie nieświadomie a bywa, że jednak celowo. I trudno niezmiernie wychwycić owe autorskie intencje.
Mówi się, że największym kłamstwem nie jest opowiedzenie nieprawdy. Największym kłamstwem jest ukrycie prawdy, niewspominanie o czymś ważnym i istotnym, tak, by wywołać wrażenie, że nic poza przedstawionymi faktami nie istnieje...że opowiedziało się już wszystko. Przedstawioną nieprawdę, jawne kłamstwo, łatwo można zweryfikować. Nie oznacza to, że ta weryfikacja okaże się skuteczna i kłamstwu podetnie się nogi lecz na pewno jest możliwa. Natomiast ukrytej prawdy trudno dojść i dokonując analiz na takich podstawach można zabrnąć w całkowicie ślepą uliczkę wyciągając kompletnie fałszywe wnioski.
Jest takie - w obszarze marketingu - powiedzenie- "nie to jest dobre, co jest dobre ale to, co się dobrze sprzedaje". Rezultatem takowego podejścia w praktyce jest produkcja, tego, co się dobrze sprzeda a nie tego, co dobre i przydatne. I , w rzeczy samej, nie dotyczą te zwyczaje i - co gorsze - praktyka, tylko odkurzaczy, samochodów i butów. Wkroczyły one również, a może i przede wszystkim, dość mocno w obszar dziennikarstwa, publicystyki ...generalnie rzecz ujmując - w obszar informacji tzw. publicznej.
Co jest o tyle niebezpieczne, że z wadliwie wyprodukowanym odkurzaczem możemy sobie poradzić korzystając z gwarancji dopiętej do towaru - żadając wymiany bądź naprawy. Natomiast z wadliwie przekazaną informacją walczyć nie mamy jak. Nawet nie zdajemy sobie, w wielu wypadkach, sprawy, że jakieś wady posiada. I to nawet nie w zakresie samej przekazanej treści, gdyż owa treść może być jak najbardziej prawdziwa i zgodna z faktami, ileż właśnie w zakresie treści nieprzekazanej i ukrytej.
Druga strona medalu jest taka, że ludzkie możliwości przyswajania treści są jednak dość ograniczone. Bądź to z powodu braku czasu na głębszą analizę - wszak wnuki, dzieci, praca, dom, kredyt - bądź z braku chęci bądż też ze zwyczajnych ograniczeń pojemności umysłu. A czasem z jednak tzw. rozmysłu, w pełni świadomie, gdyż tak skonstruowana i przekazana nam treść wystarczy, by załadować nią działo do strzelania w przeciwnika lub też, by bronić własnej pozycji, statusu czy interesu.
Rynek informacji opiera się ostatnio, w zasadzie, wyłącznie o tzw. czynienie wrażenia. Bazuje to na pradawnym zwyczaju tzw. opiniotwórczości. Jeśli jakiś tytuł prasowy był opiniotworczy to oznaczało, że był dobry..jeśli zaś nie aspirował do takiego miana i z taką etykietą się nie kojarzył, to można było spokojnie i bez straty pominąć tą pozycję przy zakupie. ...To jest metoda znana od wieków - czynienie wrażenia.
Ktoś, kto kiedykolwiek podążał śladami archeologów będzie wiedział, że "czynienie wrażenia" nie jest wymysłem czasów nowożytnych - znane jest od starożytności. Nie raz archeolodzy podążając nowo odkrytym tunelem - choćby pod piramidą egipską - dochodzili do komnaty pełnej skarbów. I tu się zatrzymywali zauroczeni bogactwem. A czasem wystarczyło przypadkiem oprzeć się o wystający...bądź często i niewystający, trudny do zlokalizowania ... blok skalny, by otworzyło się ukryte przejście do komnaty następnej, przy której skarby zgromadzone w pierwszym pomieszczeniu wydawały się marnym kieszonkowym.
W wielu wypadkach bywało tak, że za otwartym przejściem czyhały na śmiałków najróżniejsze pułapki, powodujące czasem śmierć, dumnego z odkrycia, eksplorera i automatyczne zamknięcie dopiero co odkrytego przejścia. Bywało, że śmiertelne pułapki umieszczano też przed ową pierwszą komnatą. A zdarzało się i tak, że - dla zmylenia śladow i skierowania uwagi w kompletnie odwrotnym kierunku - budowano korytarze-fałszywki, często zasypane czyli kuszące i z podrzuconymi gdzieś po drodze przykuwającymi uwagę drobiazgami w postaci np. złotego pierścienia, i kończące sie po wielu metrach zwyczajną ślepą ścianą.
Identyczne prawa i zwyczaje rządzą dziś w obszarze informacji. Być może to też jest przyczyną, dla której pozwala się i im - eksplorerom śledczym, śmiałkom - i nam dotrzeć tylko do tej jednej i pierwszej komnaty ze skarbami i uznać to za epokowe i ostateczne odkrycie, nie ważąc się szukać "tajemnych" przejść do następnych.
Fakt, że działa ten system w identyczny sposób, jak za czasów choćby faraonów, przekonało się już wielu - ginąc nagle. Topiąc się w wodzie sięgajacej kostek, wieszając się w monitorowanej celi mając na dodatek ręce skute kajdankami na plecach bądź też spotykając na swojej drodze ciężarówkę-widmo, wypełnioną żwirem i znikającą po fakcie jak ufo...
Faktem też jest to, że jeszcze nikomu nie udało się dotrzeć do tej drugiej komnaty choć wskazówek, że istnieje - wielkie dookoła mnóstwo. A nam samym, czytelnikom, w wielu wypadkach też - tak się wydaje - wystarczy, że dotarliśmy zaledwie do tej pierwszej. A jeszcze wielu z nas odkrycie tej pierwszej nie uznaje za warte uważniejszego spojrzenia, przyjmując odkrycie, mimo dowodów, za element tzw. teorii spiskowej.
Tak czy inaczej - jeśli jesteśmy wyłącznie konsumentami..odbiorcami... określonych informacji to ciężarówki ze żwirem ani seryjny samobojca raczej nam nie grożą. I tylko od naszej woli i przenikliwości...chęci dochodzenia prawd ....zależeć będzie czy połączymy serię wieści w jedną całość nie poprzestając na pierwszej komnacie i nie dając się zwieść opowieściom o teoriach spiskowych czy też pominiemy wieść, uznając ją za niezbyt interesującą bądź nawet burzącą nasze wyobrażenia lub wprost stanowiącą zagrożenie dla naszych interesów.
Poniżej zamieszczam tekst wart przeczytania. I już nie chodzi o to, że tekst ten pogrąża Jarosława Kaczyńskiego czy braci Kaczyńskich - choć wieść będzie gratką nie do przeoczenia dla przeciwników Prawa i Sprawiedliwości i tu się zatrzymają.
Rzecz w tym, że porusza kwestie o wiele szersze - kwestie powiązań środowisk i nazwisk pozornie i oficjalnie nieomal ze sobą pozostających w sprzeczności a nawet otwartym konflikcie.
No właśnie... chodzi o wrażenie. Wrażenie, że coś lub ktoś istnieje samodzielnie, wręcz samoistnie i nie ma nic wspólnego z kimś innym bądź z czymś innym. Wnikliwa obserwacja pozwala jednak dostrzec związki ...
Choć wcale one nie muszą być ową, wspomnianą wcześniej, drugą komnatą...tzn. drugą mogą i być ale kto zapewni, że ostatnią?...a być może nawet nie są tą pierwszą...
( wr)
....................................................
Bracia Kaczyńscy nie byli wierzący, nawet w czasach najczarniejszej komuny trudno było ich spotkać na patriotycznych nabożeństwach. Wszystko zmieniło się nagle, na przełomie lat 80-tych i 90-tych. Jarosław Kaczyński stał się człowiekiem Kościoła i zagospodarował katolicką niszę na polskiej scenie politycznej. Nie było to nawrócenie, tylko pragmatyzm. Planami biznesowymi braci Kaczyńskich księża zainteresować mieli wpływowych i bogatych włoskich gangsterów, korumpujących m.in. tamtejszych polityków partii CHRZEŚCIJAŃSKA DEMOKRACJA.
1,63 miliona dolarów – taką kwotę za pośrednictwem neapolitańskiej spółki DI.FRA.BI gangsterzy z klanu CASALESI, uchodzącego za najbrutalniejszy klan KAMORRY, mieli przekazać za zakup bezwartościowych akcji spółki TELEGRAF. To według siły nabywczej równowartość dzisiejszych około 20 – 40 milionów zł. Za takie pieniądze nie kupuje się kota w worku, zwłaszcza gdy jest się gangsterem odpowiadającym za globalny handel narkotykami i masowe korumpowanie polityków. Spółka braci Kaczyńskich niczego nie produkowała, nie miała kapitału, personelu, doświadczenia, patentów, nieruchomości, ani nawet konkretnego biznesplanu. Jej jedyny „majątkiem” byli właśnie bracia Kaczyńscy, wówczas dzięki prezydentowi Lechowi Wałęsie jedni z najpotężniejszych Polaków. LECH Kaczyński był wtedy ministrem stanu do spraw bezpieczeństwa, nadzorującym pracę Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a JAROSŁAW Kaczyński ministrem stanu oraz szefem Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Faktycznie mieli więc oni wpływ na wszelkie kwestie dotyczące bezpieczeństwa Polski i dostęp do wszelkich tajemnic państwowych, co dla globalnej organizacji przestępczej otwierało drogę do wykorzystania na własne cele dużego państwa położonego w Europie Środkowej.
Kaczyńscy nie mieli rozbudowanych kontaktów we Włoszech. Sami nigdy nie zdołaliby nawiązać współpracy z tamtejszym światem przestępczym. Łącznikami mieli być tłumnie przebywający wówczas w Watykanie polscy księża, w tym z otoczenia Jana Pawła II. Paradoksalnie duchowni mieli dobre intencje, z tego co udało mi się ustalić nie odnieśli absolutnie żadnych korzyści z zaangażowania w tę transakcję. Wychodzili z założenia, że sytuacja Polski jest bardzo krucha (nikt wtedy nie wiedział, że ZSRR niedługo się rozpadnie, a PZPR trwale utraci władzę), zaś środowiska gotowe walczyć o silną pozycję Kościoła mają bardzo ograniczone środki i nie przetrwają bez zewnętrznego dofinansowania. W swojej naiwności postanowili się wzorować na Aliantach z czasów II Wojny Światowej, którzy nawiązali sojusz właśnie z włoską mafią. Mafiozi pomagali obalić faszystowski reżim Mussoliniego, duchowni doszli więc do wniosku, że i w tym przypadku brudne pieniądze mogą przyczynić się do rozpadu „Imperium Zła” i skruszenia „Żelaznej Kurtyny”. Nie mogli być w większym błędzie. Tamta decyzja od 30 lat kształtuje sytuację polityczną w Polsce i to wcale nie zgodnie z doktryną katolicką, a kariera braci Kaczyńskich już na zawsze związana została z mafią, a raczej z wieloma mafiami.
Nie byłoby „Prawa i Sprawiedliwości” bez sukcesu wizerunkowego Lecha Kaczyńskiego – ministra sprawiedliwości przyjmującego pozę pogromcy mafii pruszkowskiej. Niezwykle brutalny kryminalista i w jednej osobie świadek koronny Jarosław Sokołowski pseud. MASA od samego początku miał nawiązać życzliwe relacje z Lechem Kaczyńskim, który uratował gangstera przed śmiertelną pułapką. Chroniący świadka koronnego policjanci otrzymali od nieustalonej do dzisiaj osoby rozkaz porzucenia Masy przy trasie na Pruszków, gdzie z pewnością zostałby on zabity, ale przeszkodziła temu interwencja Kaczyńskiego. Przypadkiem kontrahentem i protektorem Masy był boss grupy ożarowskiej Andrzej Kolikowski pseud. PERSHING, który z kolei reprezentował w Polsce interesy uwikłanego w wielomilionowe oszustwa i w globalny handel bronią założyciela spółki ART-B – Bogusława BAGSIKA, który… wspólnie z Andrzejem Gąsiorowskim również „zainwestował” duże pieniądze w spółkę braci Kaczyńskich...
Później Masa wielokrotnie w swych zeznaniach gołosłownie pomawiał wrogów politycznych Kaczyńskich. Oskarżał o łapówkarstwo zaufanych współpracowników Lecha Wałęsy – Lecha FALANDYSZA i Mieczysława WACHOWSKIEGO, przez których bracia Kaczyńscy zostali usunięci z otoczenia prezydenta. Sam Wałęsa miał wskutek tych łapówek ułaskawić bossa Pruszkowa – SŁOWIKA. Następnie świadek obciążył zeznaniami znienawidzonych przez Kaczyńskich polityków SLD, wówczas prowadzących w sondażach. Milczał jedynie na temat związków świata przestępczego z prawicą. W żadnej z tych spraw nikomu nie udowodniono winy, natomiast rozbicie mafii pruszkowskiej było umiarkowanym sukcesem – za kraty na bardzo krótko trafili bossowie, ale organizacja przestępcza istniała nadal – narkotyki nadal płynęły do Polski, brudnych pieniędzy nigdy nie odnaleziono, a schedę przejęli inni gangsterzy. A Masa pozostał fanem Kaczyńskiego – deklarował wolę zostania ochroniarzem samego Jarosława, a także co rusz publicznie chwalił decyzje polityczne Zbigniewa Ziobry.
Spółka DI.FRA.BI należała do tzw. odłamu eko-mafii Kamorry. Za jej pośrednictwem zrzucano pod Neapolem (Pianura), do Wezuwiusza i do morza odpady przemysłowe z północy Włoch. Zamiast podlegać utylizacji, zanieczyszczały środowisko naturalne prowadząc wśród lokalnych mieszkańców do najwyższego we Włoszech wskaźnika zachorowalności na raka. Jednocześnie klan Casalesi prowadził globalny handel narkotykami (m.in. handlował z legendarnym Johnem GOTTIM z nowojorskiej rodziny GAMBINO), dokonywał zabójstw, monopolizował sektor budowlany i odpowiadał za wiele innych poważnych przestępstw. Przestępstwa ekologiczne zawitały nad Wisłę wraz z inwestycją DI.FRA.BI w spółkę TELEGRAF. Odpady, także chemiczne, importowane z zachodu Europy lądowały m.in. na posesjach Górnego Śląska, w tym w przykopalnianych jeziorkach i opuszczonych sztolniach. Gdy klan Casalesi został zdziesiątkowany, wielu tamtejszych gangsterów uciekło do Polski. Np. w marcu 2004 r. na Podkarpaciu zatrzymano Francesco „Cicciariello” Schiavone – jednego z najgroźniejszych członków Casalesi. Był poszukiwany za 10 zabójstw, 9 usiłowań zabójstw, 3 porwania i liczne wymuszenia. Słynął z masakrowania ciał swoich ofiar. Renesans eko-przestępstw nastąpił nad Wisłą kilka lat temu. W tego typu proceder zamieszany był m.in. współfundator fundacji założonej przez wpływowego posła PiS-u z sejmowej komisji ds. służb specjalnych.
Nim to nastąpiło, w kolejnych latach swojej działalności politycznej bracia Kaczyńscy również pozostali skupieni na oskarżaniu polityków i biznesmenów o konszachty z mafią, lecz ponownie za ich słowami szły wyroki ale uniewinniające. Przykładem tego może być skupienie uwagi na Edwardzie MAZURZE, polonijnym przedsiębiorcy oskarżanym o zlecenie zabójstwa szefa polskiej policji gen. Marka PAPAŁY. Mazur musiał uciekać z Polski i porzucić tutejsze interesy, które paradoksalnie były również konkurencyjne z tymi prowadzonymi przez spółkę kontrolowaną przez Jarosława Kaczyńskiego – SREBRNA. Warto nadmienić, że powstała ona właśnie z kapitału zgromadzonego przez spółkę TELEGRAF, czyli z akcji zakupionych przez m.in. DI.FRA.BI oraz ART-B. Otóż, SREBRNA dysponuje nieruchomościami w centrum Warszawy, w tym przy ul. Srebrnej, które od dawna są zaplanowane pod zabudowę gigantycznym wieżowcem (według aktualnej wyceny inwestycja ma sięgać 2 miliardów zł). Ale dosłownie 94 metry dalej, po przeciwnej stronie ulicy mieszczą się grunty kolejowe po Dworcu Głównym.
W 1998 r. POLMA SA stanęła do przetargu o 7,7 hektara ziemi po drugiej stronie ulicy – przy Towarowej. Miało tam stanąć wielkie centrum kompleksowe i multipleks. W spółce za pośrednictwem żony uczestniczy Edward Mazur, dla którego jest to inwestycja życia, mogąca przynieść kilkaset milionów zł zysku, co w latach 90-tych było odpowiednikiem dzisiejszych miliardów. W tym samym roku zastrzelony został gen. Papała, a bracia Kaczyńscy wraz ze Zbigniewem Ziobrą z uporem maniaka dążyli wbrew dowodom do obciążenia winą ze tę zbrodnię właśnie Edwarda Mazura – człowieka bez motywu. Po wielu latach sąd w USA oczyścił Mazura z zarzutów a polska prokuratura umorzyła jego wątek. Drugim z kluczowych inwestorów POLMY był Rudolf SKOWROŃSKI, który według Andrzeja Leppera miał na swoim rancho w Klewkach przyjmować Talibów z Afganistanu (faktycznie, kontakty z Afgańczykami miały tam miejsce). Jego interesy zostały gwałtownie przerwane w 2005 r., kiedy zaginął zaraz po wejściu do kamienicy na warszawskiej starówce. Najprawdopodobniej został wtedy uprowadzony i zamordowany, a jego ciało zniszczono. Od 2006 r. Skowroński był poszukiwany listem gończym wydanym za czasów Zbigniewa Ziobry, w tym samym czasie Mazur został tymczasowo aresztowany przez FBI, za co później otrzymał od sądu przeprosiny.
Nagonkę na Mazura latami aktywnie prowadziła m.in. prasa katolicka, w tym kontrolowana przez redemptorystę z Torunia o. Tadeusza RYDZYKA, która wprost określała polonusa mianem kluczowego ogniwa „układu” mafijnego skupionego wokół socjaldemokratów i ludowców. Ekstradycja Mazura z USA stała się jednym z głównych tematów politycznych – skompromitowała SLD i pomogła odsunąć postkomunistów od władzy, a jednocześnie wsparła kampanię wyborczą PiS-u, zapewniając partii pierwszą wygraną kadencję w latach 2005 – 2007. Nikt wtedy (ani dzisiaj!) nie zwracał uwagi na to, że dla Braci Kaczyńskich Edward Mazur był po prostu konkurentem do zabudowy tej części Warszawy. Co ciekawe, na temat zabójstwa Marka Papały nic nie miał do powiedzenia świadek koronny nr 1 – Masa, choć chętnie zeznawał na każdy inny temat, nawet jeśli jego słowa nie miały nic wspólnego z rzeczywistością i pozostawały sprzeczne z materiałem dowodowym. Dziś o zabójstwo Papały oskarżony jest złodziej samochodów o pseudonimie PATYK, który… podlegał Masie w warszawskim świecie przestępczym. PKP wycofało się z interesów z POLMĄ w latach pierwszego rządu PiS-u, a sama spółka zbankrutowała. Tymczasem spółka SREBRNA próbowała i nadal próbuje wykorzystać posiadane grunty do stworzenia gigantycznego kompleksu biurowego. Spółka SREBRNA dawała zatrudnienia praktycznie wszystkim dzisiejszym szefom służb specjalnych – Mariuszowi KAMIŃSKIEMU (minister koordynator służb specjalnych i szef MSWiA) oraz jego zastępcy Maciejowi WĄSIKOWI, Piotrowi POGONOWSKIEMU (do niedawna szef ABW) czy Ernestowi BEJDZIE (szef CBA). Jedynie w Rosji i od 2015 r. w Polsce jest możliwe, by osoby pracujące dla spółki zasilanej brudnym mafijnym kapitałem szefowały potem policji i służbom specjalnym.
Bracia Kaczyńscy parokrotnie zdobyli władzę w Polsce odgrywając role szeryfów bez skazy, ale wizerunek ten nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. W realiach amerykańskich czy brytyjskich, czyli dojrzałych demokracji, ich wcześniejsze działania skutkowałyby ostracyzmem społecznym, wrogością wyborców i końcem karier politycznych. W Polsce finansowanie przez włoską mafię, instrumentalne wykorzystywanie świadka koronnego i oskarżanie swoich biznesowych konkurentów o zbrodnie jest w pełni akceptowanym przez wyborców standardem, ale nie tylko przez wyborców. O zgrozo, także dziennikarze opozycyjnych mediów i opozycyjni politycy nie widzą w tym żadnej sensacji. Dlaczego?
Politycy prawicy wiedzieli, że pracuję nad tematem interesów braci Kaczyńskich z Włochami, ale też nad powiązaniami funkcjonariuszy CBA i ludźmi Marka FALENTY z ukraińskimi sutenerami z Podkarpacia, czy wielomilionowymi oszustwami ekologicznymi i budowlanymi. Z tego powodu zlecono kradzież mojego laptopa, tableta i telefonu prostytutce i chroniącym ją albańskim kryminalistom. Kiedy rozbój się nie udał grożono mi śmiercią, a w 2 miesiące po nieudanym rozboju groził mi również MASA, pisał gdzie i jakim samochodem odwiedzam moją rodzinę. Zaufany prokurator Zbigniewa ZIOBRY z Kielc zamiast postawić zarzuty sprawcom rozboju, zarzuty wbrew dowodom postawił mi i niezwłocznie, rękami policjantów, usiłował zająć mój laptop, tablet i telefon – czyli to, czego kryminaliści nie zdołali mi ukraść. Jak się okazało, w rodzinie prostytutki jest kobieta powołująca się na pracę dla Mariusza KAMIŃSKIEGO i na ochronę ze strony prokuratora krajowego Bogdana ŚWIĘCZKOWSKIEGO (byłego szefa ABW z nadania PiS i wykładowcę toruńskiej uczelni o. RYDZYKA). Kobieta ta prowadzi również fundację razem z byłym posłem PiS-u zasiadającym w poprzedniej kadencji w komisji śledczej ds. AMBER GOLD i w komisji ds. SŁUŻB SPECJALNYCH, a jej współfundatorem jest osoba przyjmująca odpady do wartej dziesiątki milionów zł utylizacji, która nigdy nie następuje.
W innym kraju taki bandycki atak przeprowadzony w związku z przestępstwami polityków na dziennikarza, ale też na dowolną inną osobę, skutkowałby trzęsieniem ziemi – solidarność środowiska prasowego doprowadziłaby do upadku karier polityków zamieszanych w takie przestępstwa. W Polsce to już nikogo nie dziwi i wszyscy przeszli nad tym do porządku dziennego. Bo cóż w tym nadzwyczajnego – we Włoszech przez 50 lat też rządziła mafia za pośrednictwem skorumpowanych polityków z partii Chrześcijańska Demokracja, to i u nas może. Z tym, że tam po ujawnieniu korupcji wyborcy od razu wyeliminowali bandytów z parlamentu, a u nas jedynie targują się z nimi o wyższe łapówki… Pardon – o wyższe zasiłki.
Ps.
Polskie tropy związane z DI.FRA.BI i klanem Casalesi weryfikowałem przez wiele miesięcy zarówno w Rzymie, jak i Neapolu. Przebywałem tam również w czasie, w którym rzekomo miałem w Polsce stalkingować i grozić kieleckiej prostytutce, która jak się okazało pracuje właśnie dla polityków prawicy. Według moich ustaleń współpraca między DI.FRA.BI a spółką TELEGRAF nie była przypadkowa, obie strony wiedziały z kim prowadzą negocjacje biznesowe i że będzie to długofalowy alians. „Ojcem chrzestnym” współpracy miał być bardzo wpływowy duchowny z Polski, przez pewien czas mieszkający we Włoszech, którego nazwiska nigdy nie ujawnię, gdyż według mojej najlepszej wiedzy nie przyniosłoby to nic dobrego. Osoba ta miała prawo się mylić lub nawet działać cynicznie, ale nie popełniła żadnego przestępstwa, nie pełniła również nigdy żadnych funkcji w strukturach polskiej władzy państwowej. Winić należy więc jedynie te osoby, które świadomie po brudne pieniądze sięgały, godząc się z tym, że mogą one wpłynąć na ich późniejszą funkcję publiczną i na wiarygodność Rzeczypospolitej Polskiej na arenie międzynarodowej. Nie jestem też zainteresowany dalszym drążeniem włoskiego wątku sprawy, w tym BANKU WATYKAŃSKIEGO (pełna nazwa: Instytut Dzieł Religijnych) i działalności niedobitków klanu Casalesi. Kiedy włoski prokurator Luca Tescaroli, odpowiadający za śledztwo w sprawie śmierci Roberto Calviego, dyrektora Banku Ambrosiano (kontrolowanego przez Bank Watykański), przesłuchiwał Lecha Wałęsę, ten na pytanie o źródła pieniędzy przekazywanych Solidarności przez Watykan zeznał, że nikt się tym nigdy nie interesował. Nikt... I chyba nic mądrzejszego w swoim życiu Wałęsa powiedzieć nie mógł.
Bank Ambrosiano operował przy pomocy spółek off-shore w rajach podatkowych i finansował włoskie partie polityczne. Na prośbę Jana Pawła II niejawnie finansował Solidarność. Podmiot zbankrutował ze stratą 1,3 miliarda dolarów, a wiele związanych z nim osób zostało zamordowanych przez mafię. Dyrektor Roberto Calvi najprawdopodobniej został zamordowany przez Vaccari i Vincenzo Casillo, członków Kamorry z Neapolu, a motywem zbrodni miała być utrata części mafijnego kapitału ulokowanego w tym banku i obawa o możliwość ujawnienia, że bank ten służył mafii za pralnię brudnych pieniędzy. Zabójcy niedługo po dokonaniu zbrodni sami zostali zamordowani. Licio Gelli, jeden z podejrzewanych o zlecenie zabójstwa Roberto Calvi zeznał przed sądem, że według jego wiedzy zlecenie tej zbrodni wyszło z Polski.
Oto geneza związków Kamorry z polskimi politykami.
Kazimierz Turaliński
29 stycznia 2020 r.