Z serii - Covid19 dla opornych :
Rzecz powoli zaczyna się wyjaśniać...odkrywając całą covidową manipulację.
Tylko krok dzieli nas od
nazwania pandemii Covid19 - operacją Covid19. Też odnośnik nawiązujący do kwestii medycznych ale o jakże innym charakterze i treści.
Gdy w początkach roku 2020-go i końcówce 2019-go pojawiały sie pierwsze wzmianki w mediach nie zwróciliśmy na to większej uwagi. Tyle różnych chorób grasuje w różnych częściach świata, że przeszły te wzmianki jakoś bez echa. Pierwsze zaniepokojenie ogarnęło świat po wydarzeniach we Włoszech.
Jakimś cudem wirus przeskoczył do Włoch omijając Pekin - a „szedł” przecież z Wuhan, w sumie tak nieodległego od Pekinu. Potem, jak w bajce o siedmiomilowych butach, nagle objawił się w Stanach. To był pierwszy sygnał choć naprawdę niewiele osób na to zwróciło uwagę.
Początkowa wersja była taka, że „wyfrunął” spod skrzydeł nieżywego nietoperza na wuhańskim targu... Gdy stało się jasnym, że Wuhan to największe w rejonie laboratorium wirusologiczne i opcja z nietoperzem raczej nie przejdzie, wersję nieco podkręcono dostarczając światu „tajnych” informacji, że podobno ktoś, jakiś agent, próbował sprzedać komuś, innemu agentowi, fiolkę z wirusem, ktoś go postraszył, wywiązała się jakaś bójka i fiolka zwyczajnie się roztrzaskała. Jedyna łaczność z targiem, by całkiem nie dołować wersji z nietoperzem, była taka, że owa bójka miała miejsce właśnie na targu. Nikomu nie przyszło do głowy powątpiewać w wersję beztroskiego przenoszenia szklanej fiolki ze śmiertelnym wirusem w kieszeni.
Potem Chiny oskarżyły USA o podrzucenie wirusa do Chin...a USA się odwzajemniły oskarżeniem, że to jednak Chiny podrzuciły go do USA. Smaczku dostarczyła informacja, że wirus był opatentowany przez fundację Billa Gates`a co jednocześnie przeczyło wersji, że jest tworem naturalnym i samorodnym a potwierdzało , że jednak jest tworem sztucznym, laboratoryjnym. Dodatkowy patent na wyłączność badań nad "nowym" wirusem dodawał temperatury tej atmosferze. I wszystko czyniło wrażenie jednak rzeczy przygotowanej i posiadającej określony scenariusz - najwyżsi rangą urzednicy dwóch mocarstw nie kompromitowaliby się wszak publicznie zarzucając sobie wzajemnie manewry wirusem, gdyby ów wirus zarówno narodził się naturalnie jak i naturalnie rozprzestrzeniał. Coś było, musiało być, "na rzeczy".
Były to jakieś następne sygnały, których zbadanie mogłoby doprowadzić do jakiś konkretnych wniosków ale nie doprowadziło, gdyż wirus nagle - zupełnie według reguł opartych na thrilerach - zaatakował cały świat kierując uwagę wszystkich na Covid19. W temacie prym zaczęli wodzić politycy, urzędnicy, szefowie korporacji i nikt nie zwrócił uwagi, że pandemię ogłosili właśnie urzędnicy wspomagani usłużnie i bardzo aktywnie przez media a nie specjalny i powołany na tę okoliczność sztab kryzysowy (bądź sztaby w poszczególnych krajach) złożony ze specjalistów, jak na prawdziwie śmiertelne zagrożenie by przystało. Tylko Gordon Brown - były premier UK - raczył dostarczyć szerokiej publice radę, by z powodu światowego zagrożenia powołać wszechwładny Rząd Światowy. I to wcale nie tymczasowo - na okoliczność walki z wirusem - tylko w zasadzie na stałe. Trudno uwierzyć, że był to całkiem spontaniczny efekt bezsennej nocy, podczas której Gordon Brown zamartwiał się losami kraju czy świata.
Sprawy się toczyły szybko i zanim jeszcze cokolwiek na temat zarowno wirusa jak i covid powiedziano – a w sumie nie powiedziano nic konkretnego do dzisiaj - to już były gotowe plany stworzenia szczepionki i odłożone na to pieniadze w budżetach.
Każdego dnia media dostarczały statystyki zarówno śmiertelności jak i zarażalności a urzędnicy dokładali kolejne obostrzenia, blokady i ograniczenia. Kolejnych sygnałów, że coś dziwnego się dzieje nie brakowało lecz znów zabrakło czasu na dokładniejsze przyjrzenie się.
Gdy powoli zaczeło wychodzić na jaw, że opieranie sprawy o statystyki śmiertelności się nie uda – pech chciał, że rok 2020 zaowocował faktycznie tendencją spadku śmiertelności w ogóle – postanowiono oprzeć sprawy nie tyle o śmiertelność ile o zarażalność a w zasadzie o podejrzenie bycia zarażonym. I znów nie było czasu na bieżącą analizę przyczyn, gdyż zarażonych przybywało, sytuacja medialnie stawała się coraz bardziej gorąca i za wszelką cenę starano się wypłaszczyć tzw. krzywą rzucając na ten front wszystkie siły - tak fizyczne jak i medialne.
Nikt nie zwrócił uwagi, że największą rolę w dążeniach do ratowania ludzkości zarówno poprzez szczepionkę – szybko, szybko! - jak i poprzez naciski prowadzące do zamykania nas w domach oraz w efekcie ruinowania gospodarek państw, odgrywali ludzie, którzy w czasie przedcovidowym wypowiadali się, i to publicznie, na temat konieczności nie tyle ratowania ludzkości ile depopulacji.
Te 7 pierwszych miesięcy 2020-go roku obfitowało w naprawdę niesamowicie olbrzymią ilość sygnałów, że coś w tym wszystkim nie gra.
Fakt, że Borys Johnson, początkowo optujący za zlekceważeniem zagrożenia i pojściem w kierunku nabycia tzw. odporności stada, potem stał się nagle gorącym i aktywnym zwolennikiem lockdownu, gdy wmówiono mu, że jest chory na covid19 i równie szybko wyleczono....finansowe zachęty dla szpitali i lekarzy, aby jako przyczynę zgonu wpisywali covid19...specjalne dodatki za kierowanie pacjentów mających problemy oddechowe na leczenie respiratorem i płynące z tego zgony...sam fakt wmówienia światłym i kształconym medykom, że istnieje bezobjawowa choroba...ujawnienie przez Łukaszenkę najpierw praktyk WHO polegających na próbie przekupienia za 90 milionów dolarow za wprowadzenie lockdownu na Białorusi a potem poparcie tego przez Bank Swiatowy kwotą 900 milionów....trumny z Lampedusy z 2013-go roku podstawione jako trumny z Bergamo 2020 na okoliczność wzmocnienia stanu covidowej grozy.....zalecenia i nakazy WHO natychmiastowej, bez wcześniejszej sekcji zwłok, kremacji ciał zmarłych, których zgon skojarzono z covid19...
....wiele można tych sygnalów wymieniać.
Takich sygnałów, które nie tyle dostarczały dowodów ile wątpliwości i powodow do refleksji. Ale na refleksję nie było ani czasu ani miejsca.
Zresztą przy takim pełnym, ciagle wzmacnianym, nastroju grozy i paniki kogo niby miało być stać na ową refleksję?...i kiedy ?.. i w jakiej formie i jakim to sposobem miałby tę refleksję wyrazić, skoro media całego świata nastawione były raczej na coś odwrotnego a politycznej woli uczynienia jakiejś publicznej debaty w tej kwestii żaden polityk, żaden rząd, urząd i żaden parlament nie wykazywał?
Dla tej wspomnianej refleksji nie było też przyzwolenia społecznego – totalną paniką i „wiarą w wirusa” zainfekowano miliony ludzi. Świętokradztwem nieomal stało się zaprzeczanie medialnym doniesieniom.
więcej testów, więcej testów!! – tak głosili, krzyczeli – i krzyczą nadal - specjaliści, do tego nawoływali gromkim głosem– i nawołują dalej -urzędnicy i politycy.
Powolutku wycofano argument śmiertelności – gdy społeczeństwa już dały sobie wmówić, że zagrożenie jest jednak śmiertelne - i sprawy zaczęto opierać o „zarażalność”. O wyniki testów.
Szybkim ruchem należałoby na chwilę wrócić do chińskich początków – prezentowano filmy, na których ludzie padali, jak muchy...szli i nagle się przewracali....stali i nagle padali na ziemię. Oględziny tych przewróconych przyprawiały o przerażenie – sine ciało.
Szanowny czytelniku !
- wyjmij z szuflady tzw. gumkę recepturkę, mocno ją owiń wokół dowolnego palca i popatrz, co się będzie z palcem działo w ciągu następnej godziny. Zsinieje...... z jednej prostej przyczyny – właśnie zatrzymałeś za pomocą recepturki obieg krwi. Jeśli utrzymasz recepturkę przez następne 24 godziny twoj palec „obumrze” – żaden lekarz prawdopodobnie nie będzie w stanie przywrócić mu dawnego stanu, stracisz palec. Używając przenośni i skoku myślowego - twoj palec "umrze" właśnie na covid19.
Takie oto były obrazy z pierwszych chwil covidowej grozy – przedstawiane powszechnie w mediach. Czy ktoś te obrazy pamięta dzisiaj ?... Pewnie nie.
Za to trumny z Bergamo pewnie tak. Nie pokazywano już zsiniałych ciał – pokazywano trumny, pośredni dowód śmierci. Media na całym świecie chętnie o tych trumnach donosiły. Nastroj grozy rósł z każdą chwilą. Ale rzadko kto usłyszał wyjaśnienie – sławne na cały świat „trumny z Bergamo” przedstawiane jako dowód śmiertelnej mocy wirusa były w rzeczy samej trumnami z Lampedusy – wydarzenie dotyczyło zatonięcia łodzi z uchodźcami w 2013-tym roku.
Żadne ze światowych mediów nie uznało za stosowne sprostować wcześniej podanych fałszywych informacji – do dzisiaj znakomita większość ludzi na świecie uznaje „trumny z Bergamo” za fakt.
Łańcuszek grozy wyglądał tak – najpierw zsiniałe ciała i ludzie przewracajacy się na ulicy, potem efekt zastepczy – czyli już nie ciała a trumny. A jak wygląda efekt grozy dzisiejszy? Ano ilość pozytywnych wyników testów opartych o reakcję polimerazy – PCR – raportowana codziennie w każdym medium.
Szanowny czytelniku!!!
– czy widziałeś kiedykolwiek (przynajmniej od stycznia 2020 roku) obok siebie, by ktoś nagle zsiniał i runął na ziemię? A co widzisz codziennie ? – czyż nie liczby pochodzące ze statystyk tzw. zarażenia czyli efekty stosowania testow PCR.
Ogniska wirusa (czy też covid 19) mierzone i lokalizowane są obecnie nie na bazie faktycznych śmiertelnych „zejść” - wszak nawet opierając kwestie o oficjalne statystyki to śmiertelność ogólna w 2020-tym roku jest niższa od podobnego okresu roku poprzedniego - tylko na podstawie pozytywnych wyników testów. Zaczęliśmy od zsiniałych ciał, za sobą mamy już okres „trumien z Bergamo” i kończymy na wynikach testów. Gdyby nie testy to nie wiedzielibyśmy nawet, że jesteśmy na „coś” chorzy. Bylibyśmy po prostu zdrowi.
Cała masa kształconych medyków – lekarzy , pielęgniarek – dała sobie wmówić, że to, czego uczono ich przez lata studiów jest bzdurą. Choroby od początku świata diagnozowano wszak w oparciu o objawy kliniczne i tego uczono w akademiach medycznych a tu nagle pojawia się – i to wyłącznie w mediach oraz w zaleceniach urzędniczych – bezobjawowa jednostka chorobowa, której istnienie potwierdza wyłącznie test.
I to jeszcze taki test, o którym sam twórca, Kary Mullis, mówił, że nie może i nie powinien on być stosowany do diagnozowania żadnej choroby i żadnej choroby ani tym bardziej konkretnego wirusa wykryć nie jest w stanie.
Kary Mullis już nie żyje. Zmarł nagle w 2019-tym roku, tuż przed wirusowym pogromem, w dość, jak słychać, niejasnych okolicznościach . Podobnie niejasnych, w jakich odszedł z tego świata Andrzej Lepper ale wszak żadne oficjalne ciało śledcze nie doszukało się ani w jednej śmierci ani w drugiej niczego podejrzanego.
Po tym dość długim wywodzie - choć dość krótkim, w rzeczy samej, gdyż okoliczności wprowadzenia do powszechnego obiegu ryzyka covid19 to materiał na tomy akt i setki opracowań tudzież książek – powoli dochodzimy do istoty i sedna sprawy.
Więcej testów...więcej testów!! – to właśnie sedno sprawy.
Więcej testów oznacza więcej „zarażonych” ludzi. Mniej testów to mniej „zarażonych” ludzi. A, gdyby testów nie stosowano w ogóle to ...wszyscy bylibyśmy zdrowi. Tak, jak przez setki lat przed erą covid19.
Wbrew pozorom i na szczęście są jednak ludzie – i to specjaliści wysokiej klasy – którzy zechcieli poświęcić uwagę zasadniczym i kluczowym kwestiom covid19 mimo totalnej paniki i nastawiania społeczeństw tudzież całej masy naukowców na wyłącznie bieżące reakcje na pojawiające się nowe liczby grozy.
Początkowy szok na skutek medialnych doniesień o śmiertelnym ryzyku był w pełni uzasadniony. Ogłoszono owe śmiertelne ryzko i wszystkie siły rzucono na front walki z nim.
Powstało totalne zamieszanie oparte na tworzonej panice – a jak wiadomo ani panika ani pośpiech nie sprzyjają atmosferze spokojnej i rzeczowej analizy. Nikogo zresztą o takową nie proszono.
Ale naukowiec to też charakter. Nie odpuści sprawy. Zaszyje się w swoim laboratorium i ją jednak zbada. Naukowe ...faktycznie naukowe... wnioski, wyniki i opracowania wymagają czasu na badania, jeśli ma za tym stać rzetelność i powaga. Nikt rozsądny – a tym bardziej osoba posługująca się naukowymi analizami - na początku medialnej...zwłaszcza medialnej... wrzawy nie będzie w stanie jednoznacznie stwierdzić czy przyczyna tej wrzawy ma swoje uzasadnienie czy nie....czy „coś” jest prawdziwe czy fałszywe.
Czasu na analizy nie brakowało. 8 miesięcy wrzawy medialnej to dość długi okres, by zebrać bieżące dane, sprawdzić je i poukładać. Zatem zebrano, sprawdzono i poukładano. I wyciagnięto wnioski.
Udowodniono właśnie - po owych rzetelnych badaniach, że testy PCR potwierdzają istnienie w badanej próbce sekwencji DNA ( w 8 chromosomie) właściwej dla ludzkiego organizmu. Czyli, w zasadzie, test PCR potwierdza - pozytywnym wynikiem - , że ...jesteś kim jesteś czyli człowiekiem.....
W różnych sytuacjach i w różnych krajach stosuje się różne protokoły PCR oparte o różne tzw. primery czyli bazy sekwencji, do których odnosi się pobraną próbkę.
Stąd też, gdy w teście - według obowiązującego protokołu - nie umieści się primera ludzkiego DNA to test wychodzi negatywny...Dla całej reszty zaś pozytywny.
Test PCR wynikiem pozytywnym potwierdza istnienie w badanej próbce sekwencji DNA właściwej dla ludzkiego organizmu - ot istota całego światowego przekrętu.
Czyli, co zostało udowodnione, w zasadzie 100 procent wyników testów PCR powinno być pozytywnych.
Jak to więc wygląda, powinno wygladać ?...
Ano tak, że 100 procent badanych powinno potwierdzać - według standardów WHO i praktyk stosowanych w poszczególnych państwach - zarażenie wirusem.
Ponieważ pobierana do badań probka nie jest próbką czystą – zawiera, poza naszym DNA, rownież wszystko, co jest dookoła w śluzówce.... bakterie, mikroby i wielkie mnóstwo tzw. śmieci, również w rozumieniu medycznym, znajdujacych się w śuzówce... to w zasadzie może się zdarzyć, że badaniu podlegał będzie materiał, który nie ma żadnego znaczenia badawczego. Aby test był wiarygodny należałoby przede wszystkim oczyścić próbkę z owych smieci.
Testy przeprowadza się kilkukrotnie na bazie tej samej próbki stosując różny parametr amplifikacji czyli różne powiększenie. Badając próbkę wielokrotnie - no nie ma siły - musi się w końcu trafić na sekwencję DNA właściwą dla człowieka, w końcu od człowieka tę próbkę pobrano. W tym, w zasadzie, leżała przyczyna tego, że badani otrzymywali w pierwszym rzucie wynik negatywny a pięć godzin później dopadał ich Sanepid z informacją, że są pozytywni. Zdziwienie mogło wzbudzić w zasadzie to, że wynik pozytywny otrzymywały osoby, które żadnego testu nie przeszły - a takich przypadków było dość sporo - lecz w całym zamieszaniu umkneło to uwadze mediow, przynajmniej tych oficjalnych. Nie taka , żresztą, była i jest rola owych mediów, by dostarczać wątpliwości. Wręcz przeciwnie, media działały i działają nadal według zasady - "jeśli fakty przeczą tezie to tym gorzej dla faktów". Istnieje zwyczaj - potwierdzony i ujawniony - by każde kolejne pozytywne odczytanie tego samego testu traktować w statystyce jako kolejny przypadek nowego zaraqżenia. Nie poświęcono temu w zasadzie żadnej uwagi i nie stanowiło to dla nikogo sygnału alarmujacego, gdyż nawet ujawnione przez media przypadki stosowania tej praktyki nastepnego dnia bilansowano dodatkowymi pozytywnymi wynikami.
Mamy więc sytuacje , w której pozytywny wynik testu w zasadzie potwierdza tylko fakt, że – mówiąc ogólnie – jesteśmy ludźmi, gdyż wykryto u nas sekwencje DNA właściwe rodzajowi ludzkiemu . A, dla służb, taki wynik oznacza, że jesteśmy zarażeni i należy nas izolować albo leczyć.
Mamy również jednocześnie sytuację, w której wynik negatywny testu pozwala nam się cieszyć, gdyż oznacza, ze służby nas nie wyizolują, nie zamkną w domu ale jednocześnie – zgodnie z protokołem PCR – taki negatywny wynik sugeruje, że z testem poszło „coś” nie tak – skoro nie wykryto u nas (w pobranej od nas próbce) sekwencji właściwych dla ludzkiego, naszego, DNA.
Mało tego - czy zwrociliście uwagą na ten dość istotny fakt? - test wykryje zgodność pobranej próbki z primerem. Czyli możemy jako primera, bazy, użyć dowolnej sekwencji i potem szukać - i w rezultacie znaleźć - tego dokładnie, czego szukamy. Narzędzie w rękach rzetelnego naukowca wprost bezcenne, w rękach zaś szubrawców wprost idealne do manipulacji.
Fakt potwierdzenia w protokołach testów istnienia jako primera i bazy właśnie sekwencji 8 chromosomu ludzkiego DNA jest niezaprzeczalny - tego szukano w pobranej próbce i to znaleziono. Co więc może to oznaczać? Czy odpowiedź na to pytanie wymaga naprawdę specjalistycznej wiedzy?
Jako primerow nie użyto sekwencji właściwych dla wirusa, gdyż nikt tego wirusa nie wyizolował i nie istnieje żadna czysta wersja wirusowej struktury. Zresztą wirus to RNA a nie DNA a kwestia przekształcania jednego w drugie jest wysoce ryzykowna - nie można uzyskać stabilnej struktury do badań i porównań a wynik takich badań nie jest ani jednoznaczny ani wiarygodny. Jako primerow używa się sekwencji ludzkiego DNA.
Więc jakiego wyniku testu można się spodziewać w odpowiedzi, jeśli za primer przyjmuje się sekwencje DNA właściwe dla ludzkiego organizmu? Pozytywnego w 100 procentach - wszak testy przeprowadza się na ludziach.
Czyli sprawy stoją totalnie na głowie i nikt nie próbuje postawić ich na nogach.
Dla przeciętnego człowieka tajniki reakcji polimerazy, studiowanie sekwencji DNA czy nawet przyglądanie się interpretacjom wyników testów to rzeczy nie do opanowania, czarna magia.
Z drugiej strony niby dlaczego przeciętny człowiek miałby to robić?... Sa wszak specjaliści od tych spraw. Problem w tym, że rzadko który specjalista będzie miał odwagę sprzeciwić się zaleceniom Rad Naukowych sterowanych politycznie. Tak, jak rzadko który pojedynczy lekarz sprzeciwi się normom stanowionym przez Izby i Sądy Lekarskie.
Nie sądzę, by przedstawiany tu materiał zyskał jakieś większe uznanie lub dostarczył pola do przemyśleń w społeczeństwie, które myli wirusa z chorobą – z trudem odróżniając pojęcie sars-cov2 od pojęcia covid19 i nie ma kompletnie ochoty - bo nie musi - studiować wlaściwości reakcji łańcuchowej polimerazy. Nie sądze też, by zwrócili na ten materiał uwagę nawet sami lekarze, którzy w swojej masie też nie potrafią takich rozróżnień stosować i rozumieć - co wielokrotnie było widać podczas ich publicznych wystąpień.
Trudno opierać się na założeniu, że cały mechanizm zaczął działać przypadkowo i na skutek niewiedzy. „Ktoś” ten czerwony guzik jednak nacisnął... i to z pełną świadomością konsekwencji i następstw. Niewiedza mogła dotyczyć tych „na dole” - nas - ale na pewno nie tych „na górze”. Jednocześnie można zaobserwować fakt, że ci "na dole" zaczęli jednak swą wiedzę w przedmiotowym zakresie poszerzać - choć nie musieli - natomiast ci "na górze" dalej idą w zaparte, brnąc w absurd coraz głębiej - choć to na nich właśnie spoczywa obowiązek badania i rozprawiania się z absurdami.
Wychodzi na to, że należałoby zweryfikować zatem podstawy przyznawania wielu tzw. autorytetom medycznym tytułów i dyplomów choćby profesorskich.
Ci ludzie z racji pełnionych funkcji nie mieli prawa okazywać aż takiej niewiedzy a nawet zwykłej ignorancji – jeśli wykazali to znaczy, że nie powinni jawić się autorytetami, nie powinni piastować wysokich stanowisk w obszarze medycyny i powinno się im wycofać natychmiast nominacje profesorskie – jeśli wykazali się niewiedzą. Jeśli zaś uczynili to – wprowadzili nas w błąd – celowo i świadomie, mając jednak ową wiedzę, to dodatkowo jeszcze powinni ponieść za to odpowiedzialność karną.
Dodatkowym elementem całej układanki jest też fakt, że próbowano i próbuje się dalej załagodzić stan paniki i spuszczać z tego balonu powietrze oraz zamazywać faktyczny obraz wprowadzając do obiegu, oficjalnie nieomal, dopuszczenie do zaprzeczenie pandemii na podstawie statystyk śmiertelności.
Daje to organizatorom „operacji covid19” oraz jej wykonawcom możliwość z jednej strony wycofania się z całej afery „z twarzą” bądź też chwilowego odpuszczenia grozy ale z drugiej strony przy utrzymaniu ciągłego, mimo wszystko, stanu napięcia na podstawie danych „zarażalności” również swobodę dowolnej regulacji owego stanu. Czyli pandemia niekoniecznie ale zagrożenie jednak jest i w każdej chwili, równie swobodnie zwiększając ilość testów można owym stanem zagrożenia równie swobodnie zarządzać.
Ta metoda działa - wątpliwości nie pozwalające już na bezkrytyczne akceptowanie covidowych absurdów znalazły swoje ujście właśnie tą ścieżką. Cała masa specjalistow, którzy za żadną cenę nie sprzeciwiliby się w sposób wystarczajaco zdecydowany i jednoznaczny trendom narzucanym przez najróżniejsze Rady Naukowe bądź urzednicze nakazy dostała do ręki możliwość powątpiewania przy jednoczesnym popieraniu, w rzeczy samej, trendu wiodącego - czyli zaprzeczamy pandemii ale covid19 istnieje i można, a nawet trzeba, nim zarządzać.
Jaki mamy efekt takiego traktowania spraw? - ano taki, że istnieje możliwość podważenia zasadności ogłoszonej pandemii z jednoczesnym okrzykiem - więcej testów!! - rzekomo na potwierdzenie i ku udowodnieniu, że pandemii nie ma. Ale więcej testów oznacza więcej bezobjawowych przypadków zarażenia i prowadzi do uzasadnienia konieczności kolejnych "lockdownów" oraz dalszych regulacji prawnych likwidujących prawa obywatelskie i prowadzących do dalszej ruiny tak gospodarek całych państw jak i całkiem prywatnych gospodarstw tzw. domowych.
To jest materiał wystarczający do przesłania do prokuratury zawiadomienia o popełnieniu przestepstwa na niewyobrażalną wręcz skalę.
Tylko przeciwko komu ?... Siatka połączeń intencji, dokonań, czynów, zaniechań jest tak złożona, że nie da się postawić przed żadnym trybunalem żadnego konkretnego człowieka...
Tzn. można próbować w kwestii zaniechania postawić zarzut ministrowi zdrowia i premierowi... i współudziałem obdzielić całą masę tzw. doradców i tzw. autorytetów wspierających
Tylko co to da?
Można też próbować sprowokować podjęcie śledztwa w sprawie ...nie przeciwko tylko „w sprawie...”
Tylko co to da?
Wojciech Różański
Głos ma Andy Choinski: