najnowsze

Krzysztof Karoń

covid dla opornych

Witold Gadowski

Wojciech Sumliński

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 
krowaW niedzielę, jak zwykle, pojechałam się trochę powłóczyć.
Nie przepadam za górskimi szczytami, gdzie wicher pizga niezmiernie. Połaziłam trochę po lasach i łąkach o tej porze roku dość stonowanych kolorystycznie, a wracając do domu zahaczyłam jeszcze o wieś. No i właśnie mnie się tu rozchodzi o wieś. Bo gdy tak sobie szłam, oglądając domki i krajobrazy, uderzyła mnie jakaś dziwna nieadekwatność. Brzmiała ona w uszach. A właściwie właśnie było nic.
 
Brzmiała CISZA.
 
Jeśli ktoś urodził się tak jak ja w zamierzchłych latach 70., to wie doskonale, że wieś po pierwsze ŚMIERDZI, a po drugie: GDACZE, GĘGA, KWACZE, MUUUCZY, KWICZY, IHAHA, GULGULA, SZCZEKA, MIAUCZY, A JESZCZE NIEKIEDY BECZY, MECZY I ROBI TER TER TER NA TRAKTORZE.
 
Dzisiejsza wieś jest czysta, zadbana i cicha. Jest po prostu sypialnią, a nie – jak dawniej – spiżarnią i kuchnią. Obecnie spiżarnią są plantacje sypane azotynami i fermy hodowlane, czyli - w przeważającej części - zwierzęce obozy koncentracyjne.
 
W sypialni nie uprawia się nawet pietruszki. Za te parę złotych nie opłaca się wokół tego chodzić. Lepiej przelecieć trawnik kosiarką i z głowy. Żeby chociaż jakieś kwiaty. Ale wtedy trzeba by je pielęgnować. A przecież szkoda czasu, który można spędzić w galerii (i nie mam tu na myśli malarstwa) lub na insta. No i kwestia nawozu. Kiedyś jak rolnik hodował konia, to miał nawóz (a zaręczam, że są na świecie rzeczy znacznie bardziej obrzydliwe, niż końska kupa – wystarczy włączyć radio o pełnej godzinie), a jak uprawiał łąkę, to miał siano dla konia.
 
Kwestia nieopłacalności to się chyba jakoś zbiegła z wejściem Polski do UE i jakimiś jej dyrektywami. A może że ludzie zobaczyli, że nie muszą doić krowy, mogą pracować w cieple scrollując facebooka i za to kupić kartonik białego płynu z pędzonym smakiem.
Nie wiem. Nikt już przecież nie pamięta jak smakuje prawdziwa kura czy własnoręcznie wykonany twarożek. Podobnie jak słonina z prywatnej świnki – awansowały do krainy smaków dzieciństwa obok chleba ze śmietaną i cukrem i ziemniaków z ogniska.
 
Dziwnym trafem też w weekend postanowiłam obejrzeć to barachło: „Kogel- mogel 3”. W tym celu sięgnęłam najsamprzód (jak mawiali u mnie na wsi) po jedynkę i dwójkę. No i tam mamy piękne zderzenie kultury wsi i miasta, czyli śnieżnobiałą pudlicę karmioną cielęcinką (a jest koniec lat 80. - mroczne nicniema PRL-u) chędoży wiejski kundel. Ale przede wszystkim mamy Piotrusia zafascynowanego wsią i pracami wokół gospodarstwa.
 
Taka wieś już nie istnieje. Komuś zależało na tym, żeby się nie opłacało. Udało się.
 
Ale jednak... Wędrując zdarza mi się w zakamarkach wiosek wyłowić tych, którzy się nie poddają: kupuję od nich jajka, miód, czasem kurę, kiełbasę... Ale jednak niedawno przy jakiejś dróżce najpierw oblazły mnie koty, potem psy, a potem musiałam uciekać przed gęsiami. Ale jednak... Znam osoby, które potrafią na balkonie uprawić ziemniaka, truskawki, pomidory...
Tak sobie tylko myślę, czy współczesne dzieci kojarzą jeszcze szynkę ze świńską, a jajko z kurzą dupą?

mpaw2
 
 
 
Małgorzata Pawlak