najnowsze

Krzysztof Karoń

covid dla opornych

Witold Gadowski

Wojciech Sumliński

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

choinka3Nigdy nic nie ukradłam. Oprócz tego

jednego, jedynego razu.

Jest zimno. Prószy śnieg. Pomysł pojawia się nagle.

Płot jest wysoki. Za nim piętrzą się choinki. Jarek, tak ma na imię współwinny, wdrapuje się na lodowatą siatkę ogrodzenia. Plan jest taki, że on przerzuci drzewko przez płot, prosto w moje objęcia. Brzmi to absurdalnie. Ogrodzenie okazuje się za wysokie, aby nawet rosły chłopak mógł rzucić drzewkiem w moim kierunku. Cóż począć? Przecież  dziś nie myślimy rozsądnie. Wdrapuję się więc i ja na płot. Adrenalina pomaga mi wylądować obok choinek.

I tak oto stoimy oboje na dużym placu. Pachnie igliwiem. Pojawia się pomysł, żeby ukraść kilka choinek.

Pośpiesznie wybieramy drzewko. Średnie. Z soplami lodu na gałązkach. Nic to, że zaraz się roztopią. Wyglądają romantycznie. Raz, dwa, trzy i hop. Choinka wdzięcznie zawisa na krawędzi, ozdabiając świątecznie ogrodzenie.

I w tym momencie zapala się latarnia. Taka duża. Uliczna. Drętwiejemy. Przecież plac ma na pewno stróża. I pewnie psa!

Szybko. Oboje gramolimy się na siatkę. Całe ogrodzenie wygina się pod naszym ciężarem. Nie możemy złapać równowagi. Nie oglądam się za siebie. Jest ten stróż, czy  nie?

W tej chwili gasną wszystkie latarnie wokół. Nie tylko na placu, ale na całej ulicy. Gdzieś w oddali z piskiem opon zatrzymuje się samochód. Ktoś głośno krzyczy.

Złodzieje!

Boże, zawiadomiono policję. A my tak sobie wisimy na płocie. A choinka? Cóż nie wiemy skąd się wzięła. Przecież pełno choinek wokół.

Serce mi wali. Ale gdzieś we mnie rośnie duma. Żadnych refleksji.

W końcu udaje nam się zeskoczyć na ziemię.

Droga do mego domu prowadzi przez cmentarz. W domu zawsze mi powtarzano,  że bać należy się żywych, nie umarłych, a żywi, znaczy się policja, zniknęli bez śladu.

Drętwieją nam ręce. Ciężka ta choinka.

Mały punkt świetlny, chyba z latarki, przybliża się do nas coraz bardziej. Ale kto o tej porze z latarką biega po cmentarzu? Policja? Jednak nas znaleźli?

Słyszymy rozmowę.

-Waldek, tam ktoś idzie! Chodu!

Punkt świetlny szybko ginie w oddali. Anioły z grobów zerkają na nas złowrogo. Śnieg sypie coraz mocniej. Czuję, jak mokre płatki oblepiają mnie całą.

Na ziemi, tuż obok mego rodzinnego grobu, leży ogromna choinka, rękawiczki, chyba męskie i mokra, pognieciona karteczka. Czytam na głos.

„Zdrowych i wesołych świąt życzy Waldek.”

 

iwona

 

 

 

 

Iwona Gorzkiewicz

 

 

inne artykuły autorki