najnowsze

Krzysztof Karoń

covid dla opornych

Witold Gadowski

Wojciech Sumliński

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

saskiLatem 1812 roku elektor saski, książę warszawski Fryderyk August

Wettyn wracał z ekstraordynaryjnego posiedzenia sejmu w Warszawie.

Piętnastego sierpnia kareta z księciem, towarzyszącym mu ministrem Feliksem Łubieńskim oraz eskortą 50-ciu szwoleżerów wjechała na wyboistą, dziurawą drogę prowadzącą do miasteczka Schlusselsee. Orszak przejechał przez groblę między jeziorami, minął wątłe, drewniane domki i podążył w kierunku udekorowanego kwieciem i kokardami Łuku Triumfalnego. Poprzedniego dnia odbywał się w mieście jarmark i spęd bydła. Psy rozwłóczyły po rynsztokach zwierzęce resztki, bydlęce flaki, racice i genitalia wykastrowanych byków. Gnojówka i koński mocz cuchnęły na ulicach Szleszyna.

Wprawdzie kocie łby pryncypialnej ulicy posypano piaskiem i zielonym tatarakiem, ale panujący upał wzmagał smród. Wettyn cierpiał na artretyzm i podróżował z nogą wysoko opartą na kanapie. Napuchnięty, czerwony paluch prawej stopy miał owinięty posiekanymi liśćmi kapusty. Ból był nie do zniesienia, a każdy wstrząs wzmagał męki księcia. Kareta zatrzymała się pod empirowym orłem wieńczącym szczyt Bramy Tryumfalnej. Fryderyk August stanął w otwartych drzwiach powozu i przyjmował hołdy: notabli miejskich, duchowieństwa i okolicznych ziemian z głównym fundatorem Bramy - hrabią Walichnowskim na czele.

Elektor pozdrowił tłum i przemówił po polsku. Powtórzył skróconą wersje mowy, którą wygłosił na posiedzeniu Konfederacji Generalnej w Warszawie. Obiecał obywatelom zmniejszenie podatku wojennego, a tłumowi rychłe wskrzeszenie Królestwa. Uperfumowaną chusteczkę przyciskał do nosa, a cały ciężar ciała oparł na lewej nodze. Obolały i zmęczony z niecierpliwością czekał na koniec uroczystości. Planował odpoczynek w pobliskim Licheniu we dworze hrabiego Walichnowskiego, ale przeklęta podagra dokuczała mu tak bardzo, że zrezygnował z dalszej podróży i postanowił spocząć w szleszyńskiej gospodzie.

Służba przeniosła go na łóżko i podała kielich ponsardina. Książę wiózł ze sobą tuzin butelek z szampanem, które dostał w stolicy od generała Davousta. Wprawdzie sam Cesarz nie cierpiał tej chytrej baby - wdowy Clicquot i preferował trunek Moeta, ale nowy, klarowny szampan zyskiwał coraz więcej amatorów i ponoć pomagał na podagrę!

Na kolacje karczmarz zaserwował miejscowe specjały: weisswursty i ohydną blutensuppe. Elektor nie miał apetytu. Przywołano miejscowego cyrulika – doktora Rawika. Medyk usunął kompresy z kapuścianych liści i polecił odstawić szampana. Polewał obolałą stopę księcia zimną wodą i posłał po lód.

Fryderyk August poczuł się lepiej. Półleżał z nogą wspartą na poduchach i dumał o przyszłości. Jego szanse na koronę Polską robiły się coraz bardziej iluzoryczne. Wielka Armia wprawdzie szła w Rosji do przodu ale straty były wielkie.

Podobno, w pobliskim Licheniu, w majątku hrabiego Walichnowskiego pewien stary wiarus napoleoński – niejaki Mikołaj Sikawka miał widzenie. Ukazała mu się Matka Boska biorąca na ręce okulałego królewskiego orła, którego puściła w niebo. Ptak wzbił się w górę, ale korona spadła mu z głowy i zatonęła w jeziorze.

Fryderyk skrzywił się i kazał otworzyć okno. Ziewnął, sięgnął po ponsardina – nie będzie przecież słuchał rad jakiegoś, prowincjonalnego żydka - konowała!

Spojrzał podejrzliwie na widocznego za oknem empirowego orła, nalał szampana i spełnił toast. 
Vive la Couronne Polonaise!

 

marekszarek3

 

 

 

Marek Szarek