e-voting...
Dlaczego mitologia?...Ano dlatego, że wielu z tych antysystemowców nie bardzo wie , o czym mówi. E-voting to tylko jeden rozdział - wcale nie najważniejszy - tej mitologii.
Dobry haker lewą reką zatrzymuje serwery ministerstw czy wyłącza system zasilania miasta bądź regionu już nie mówiąc o pokonaniu systemu zabezpieczenia bankowych danych. Gość średnio uzdolniony, aczkolwiek biegły w technologii przesyłu danych, jest w stanie podmienić plik w taki sposób, że "pies z kulawą nogą" się nie zorientuje, kiedy to się stało - nawet, jeśli inny "pies" odkryje po pół roku przyglądania się, że "coś" nie gra. Z drugiej strony - komu będzie się chciało przyglądać jakimś danym przez pół roku?
Piękna sprawa - iść ramię w ramię z rozwojem technologii. Digitalna nowoczesność wobec ciemnogrodzkich praktyk "tępego" analogu zawsze wygra.
Więc antystem też chce być nowoczesny.
Kiedyś owce liczono ręcznie i nie zdarzały się pomyłki a dziś, w dobie elektronicznych bramek, jakaś część tego owczego towarzystwa pałęta się po pastwiskach bezpańsko. Pal licho owce ale należałoby jednak sobie zdać sprawę, że w pewnych dziedzinach życia "ręcznego analogu" nic i nikt nie zastąpi.
Argument, który przoduje w dyskusjach to - wieksza dostępnosc do "urn"...wirtualnych urn.
Rzekomo ci, którym się dziś nie chce wypastować butow, by wyskoczyć na pół godzinki do lokalu wyborczego, ruszą tłumnie do urny wirtualnej nie ruszając się z domu, gdy tylko taką możliwość im się dostarczy.
Nikomu nie chce zaś się ruszyć kilku zwojów mózgowych, by dojść do wniosku, że w dobie e-votingu nawet tzw. mężowie zaufania czy też "swoi" ludzie w komisji już nie będą mieli kompletnie żadnej kontroli nad przebiegiem głosowania. Już nie trzeba bedzie wynosić urn, dorzucać kart, kombinować z plombami czy też z długopisami o znikających tuszu....Jak zabraknie fizycznie to zawsze się dorzuci wirtualnie.