najnowsze

Krzysztof Karoń

covid dla opornych

Witold Gadowski

Wojciech Sumliński

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

pani1a" Być może potrzeba tyle samo wysiłku,

żeby wpasować się w tłum, co by się z niego wyróżnić, ale w ten sposób stajesz w swojej obronie. To ci, którzy podejmuja ryzyko, osiagaja wielkość. Ci, którzy nie chcą się wychylić, nigdy jej nie posiądą "

                                               Dita von Teese

 

 Lato było piękne tego roku, a mnie zachwycało dosłownie wszystko. Zachłystywałam się egzotyką Belgii, tak właśnie - jej egzotyką. No może nie bezkrytycznie, ale z wielką domieszką podziwu. W porównaniu ze zgrzebnym kolorytem PRL-u deszczowa szarość tego państwa była prawdziwą eksplozją barw. Pachniała wolnością. Nawet ten wspomniany, nieszczęsny deszcz, którym nas straszono - nie był w stanie ograbić mnie z zadowolenia życiem. Tym, tutaj belgijskim życiem. 

 

Byłam młoda i szczęśliwa na swój niewymagający sposób. Nauczono mnie niewiele oczekiwać od życia.
Tej niedzieli po raz drugi i ostatni pojechałam na wielki brukselski bazar, znane od XIX wieku rzeźnie: Les Abattoirs d`Anderlecht, nazywany potocznie"batuarem". Znali go nie tylko wszyscy Polacy. 
Właśnie skończyła nam się wiza i dopiero zaczynałam się uczyć języka. Poruszałam się jak w niemym kinie prawie niczego z otaczającego mnie świata jeszcze nie rozumiejąc. 

Nielegalna - nie mówiąca - szczęśliwa. 


Na przystanku przy Abattoirs zatrzymał się autobus, do którego zostaliśmy poniesieni na rękach, ramionach, popychani brzuchami innych pasażerów. I wchłonięci. Wszyscy wracali z bazaru z wytargowanymi na cały tydzień kurczakami, żeberkami, warzywami, owocami.  I nielegalnymi papierosami.Chwytaliśmy się wolną ręką drążków nad głowami, czegokolwiek; podskakiwaliśmy na zakrętach jak dyndające banany.

Na najbliższym przystanku do autobusu weszła grupka hałaśliwych nastolatków. Z typową sobie nonszalancją śmiali się, wygłupiali i popychali. Szczególnie poszkodowana  ich zachowaniem była starsza, drobna pani. Kilka razy zacisnęła usta, ale gdy kolejnym razem została pchnięta na okno puściły jej nerwy i wykrzyczała coś o dzisiejszej młodzieży. Nie wiem tego na pewno. Mogłam się tylko domyślać, co w takich chwilach krzyczą wyprowadzeni z równowagi staruszkowie. A możne jej się coś wymsknęło o hołocie która tu się najechała? Tego też nie wiem. Mogę tylko zakładać takie scenariusze. 

Chłopcy spochmurnieli i zaczęli popychać starszą panią, już teraz z premedytacją, przekazując ja sobie z rąk do rąk jak szmacianą kukłę.

Pamiętam, że miała na głowie lekki kapelusik. Jeden z nich strącił go jej z głowy, poszturchiwał i napierał na nią, a tembr jego głosu gęstniał i gęstniał. Kobieta utkwiła wzrok w czubkach swoich butów, jakby tam szukała ratunku, jakby żałowała swojej niewyparzonej gęby.  Nie reagowała na popychania i wyzwiska. Bierna,  raz po raz głośno przełykała ślinę. 

Mimo tłoku zrobiło się wokół nich pusto. I cicho.

I wiecie co? Na ponad 60 znajdujących się w autobusie osób nie zareagował NIKT. 

Wśród tych sześćdziesięciu pasażerów nie znalazł się ani jeden prawy Arab modlący się 5 razy na dzień do swego Pana, żaden Katolik, ni bogobojny Żyd. Ani jeden porządny ateistyczny Belg, gardzący wyżej wymienionymi. Ani jeden porządny człowiek?


Nie ruszył się kierowca, który całe zajście obserwował w lusterku. Ja też się nie ruszyłam. Pod czaszką kołatała na moje usprawiedliwienie  wstydliwa myśl, że przecież...Nie jestem u siebie...Nie znam języka...Że deportują...

Ale te głosy w mojej głowie budziły we mnie samej coraz większe politowanie i wstyd. 

Cały autobus "porządnych obywateli" został sterroryzowany przez trójkę marokańskich chuliganów, z których najstarszy nie mógł mieć więcej niż 16 lat... Wysiedli na następnym przystanku.

Kobieta podniosła z podłogi zdeptany kapelusz, oczyściła go z grubsza, wyprostowała się i założyła na głowę. Utkwiła wyniośle pusty wzrok wysoko ponad nami. Gdy zwróciła się w stronę drzwi - rozstąpiła się ludzka ciżba. Wysiadła w milczeniu.

Autobus zniknął za zakrętem i na zawsze straciłam ją z oczu.

 

aga1

 

 

 

Agnieszka Korzeniewska

Komentarze   

0 #2 Wojciech Różański 2018-12-11 22:50
Ja pamiętam jeszcze czasy, w których na niewlaściwe zachowanie nastolatka reagował sąsiad i prowadził za ucho takowego nastoletniego "bohatera" do jego ojca. A ojciec już zadbał, by jego latorośle nigdy więcej w taki a nie inny sposób się nie zachowywalo.

Dziś wzięcie takowego "bohatera" za ucho może się skończyć sprawą w sądzie o molestowanie bądź znęcanie się nad małoletnim.

Dodatkowo sprawę komplikuje fakt, że byłby to małoletni marokański i można się liczyć z zarzutem ksenofobii i rasizmu - ktoś, kto mieszka w UK, Belgii, Francji czy w Niemczech wie , o czym mówię. Co oczywiście nie zmienia sytuacji i w niczym nie usprawiedliwia zachowań.

W polskim autobusie, w środku polskiego miasta, nieprzesyconego nadmierną uległościa wobec obcych tzw. kultur można spotkac też setki takich sytuacji i zachowań. Zarowno ze strony sprawców jak i obserwatorów.

Strach?..tchórzostwo?...słabość mięśni czy charakteru? ..co jest usprawiedliwieniem ?..Czy w ogóle jest jakoweś?...No dobrze...sa sytuacje takie jak opisała Agnieszka - przecież po przybyciu Policji wyszloby na jaw, że skończyła się jej wiza i rezultat do przewidzenia.

Ale czyżby wśród wszystkich obsewatorów nie bylo osoby z ważną wizą ?..
Tak czy inaczej - warto zapytać samego siebie - czy o to nam na pewno chodziło ...o taki efekt...w dążeniu do nowoczesności, wolności i lepszego życia.
Sam osobiście wolałem takie czasy, kiedy sąsiad bez odrobiny wątpliwości brał delikwenta za ucho i prowadził do ojca.
Komu to przeszkadzało ?..

I rodzi się pytanie ...zlośliwe - przyznaję ..pytanie, ktore autorka ukryła pod słowami tytułu :....
....ilu z nas mogłoby "pochwalić się" takowym wspomnieniem z własnej przeszlości?....
...ilu z nas przyszlo odwrócic oczy i udać, że....nie widzę..i nie moja sprawa..
...ilu z nas ?...no rzućmy kamieniem!!

gochaha poniżej podjęla próbe znalezienia przyczyn....nie tyle usprawiedliwienia ile przyczyn wlaśnie.
Ale skoro znamy przyczyny to ileż kroków dzieli nas od zmiany?..
Bo przecież wynika z tekstu, że obawiając sie, że zostaniemy sami teraz to następnym razem na pewno zostaniemy też sami - tyle tylko, że w roli owej staruszki....
+1 #1 gochaha 2018-12-11 18:35
W moim odczuciu strach przed przemocą jest słabszy od strachu przed upokorzeniem, wygłupieniem się. To wstyd, który także jest rodzajem strachu. W takiej sytuacji pojawia się niepewność, czy ktoś nas poprze. A przecież wszystko zaczyna się od jednej osoby. Nigdy nie zarzucę komuś, że stchórzył, bo nie wiem, jak ja bym się zachowała. Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Może wystarczyłoby powiedzieć głośno: Let's help! czy jak to tam w języku obcym jest. A może nie. Ratownicy medyczni mówią, że trzeba wzywać na pomoc konkretną osobę: "ty zadzwoń!" , bo im więcej ludzi, tym bardziej nikt się nie ruszy. Ale teraz mi zaświtała jeszcze jedna myśl - niezwykle istotna: każda z tych 60 osób obawiała się tego samego - że gdy ruszy na pomoc, zostanie sama. Każda.