najnowsze

Krzysztof Karoń

covid dla opornych

Witold Gadowski

Wojciech Sumliński

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

dzikkargulAwantura o dziki zatacza coraz szersze kręgi.

Znów rozpętała się ( czyżby sama ? ) kolejna wojna polsko-polska. Obrońcy dzików kontra zwolennicy odstrzału.

...- droga pani Zosiu,  to zwykłe morderstwo , jak tak można mordować bezbronne stworzenia?

...- ależ pani Marysiu, inaczej czeka nas zagłada . Slyszała pani o tym potwornym ASF?...

Pani Zosia staje przeciwko pani Marysi, pani Marysia obraża się na panią Zosię. Obie zapominają, że przez lata chodziły do tej samej szkoły, przez lata pożyczały sobie cukier bądź mąkę i przez lata pomagały sobie prowadzając jedna drugiej dzieci do szkoły.

Dziesiątki Zoś staje przeciwko dziesiątkom Maryś a do nich dołączają Jurki i Krzyśki.

Potem tworzą się setki... a nawet tysiące...

Ale to nie znaczy, że te dziesiatki, setki czy tysiace -  między sobą -  potrafią się porozumieć i stanąć razem tworząc dotykalną, realną, o konkretnym kształcie,  jedność . Bo przecież dzielą ich wewnętrznie  inne, równie ważne, potyczki – a to aborcja...a to Marsz Niepodległości...a to antysemityzm .....a to uchodźcy....a to stosunek do Unii Europejskiej ...a to w końcu -  „ dla kogo burmistrz czy wójt wybudował tę drogę ?...

Jednym z najbardziej kuriozalnych argumentów, który w tym potwornym zamieszaniu zaistniał wydaje się być postawienie nienarodzonych dzieci naprzeciwko dzików – „..gdzie byliście, gdy walczyliśmy o prawo do życia dla życia poczętego?..dziecko nienarodzone poświęcić łatwo a dzik ważniejeszy!! ...”

Albo :

„..uchodźcom prawa do lepszego życia odmawiacie a stajecie w obronie jakiegoś dzika ? ..”

 

I daleko tym wszystkim Jurkom, Krzyśkom, Marysiom czy Zosiom do przysłowiowych już Pawlaka z Kargulem, którzy też między sobą boje toczyli wszelakie ale trzymał się jeden drugiego...a gdy trzeba było to wspomógł i krzywdy drugiemu nie pozwolił zrobić.

Łatwo było z tych pawlakowo-kargulowych waśni sie śmiać. Równie łatwo, a może nawet łatwiej, przyszło nam jednak odrzucić wszystko to, co Pawlaka z Kargulem łączyło i sprawiało, że byli niezniszczalni, nie do pokonania i potrafili wspólnie „dobyć granata” w sprawach ważniejszych od waśni niższego rzedu.

Oj, biedna ta Polska!!...na kolana bezkarnie rzucana przez jednych - wyraźnie obcych i poniewierana bądź zaniedbywana bezrefleksyjnie przez innych, podobno swoich.  

 

No cóż...sprowadzanie kwestii odstrzału dzików czy też szerszej nawet – kwestii, o światowym wszak zasiegu, zagrożenia afrykańskim pomorem świń  do poziomu kłótni w rodzinie czy na podwórku wydaje sie być objawem infantylizmu lecz nie da sie ukryć, że ów uboczny ...pozornie uboczny...efekt podworkowych wojenek polsko-polskich ( jakże to już stare określenie !! ) odgrywa znaczną -  a może i kluczową nawet -  rolę  w innych obszarach życia.

Jaką rolę ?  - ano uniemożliwia porozumienie  i blokuje wszelkie szanse na jedność ...na polską jedność

Bo czyż skłócanie ...wieczne skłócanie ludzi ze sobą....jednych z drugimi...nie jest idealną metodą dla „władcy” na spokojne rządy ?

Choć przyznać muszę, że dziś skojarzenie, kto tu owym władcą a kto tylko namiestnikiem, jest dość trudne i wymaga więcej „pomyślunku” niż w średniowieczu.

Co i tak nie jest żadnym usprawiedliwieniem stanu, gdyż wypadałoby ufać, że dzisiejszy - czy to „kmieć” , „chłop” czy „mieszczanin” - jednak mądrzejszym od swoich  średniowiecznych przodków być powinien. A przynajmniej taką szansę - by być – oraz wszelkie możliwości ku temu posiada. Rzecz w tym, że mądrze korzystać z owych możliwości ani kmieć ani mieszczanin ochoty nie ma.

Na ten temat pisać można tomy i tomiska. Zostawmy to na inną okazję – a bedzie ich niemało jeszcze -  i wróćmy do dzików.

 

....hm...do dzików?...do strzelania do dzików?...

Czy aby na pewno jest to własciwy punkt, do którego należałoby wracać ? Wszelkie znaki na ziemi...wskazują, że jednak nie....że strzelanie do dzików to tylko podpunkt, jakiś drobiazg w tej calej historii. Drobiazg , w rzeczy samej , mający pewne znaczenie ale - wydaje się - wcale nie kluczowe.

Chętniej wróciłbym do kwestii samego ASF i od tego zaczałbym opowieść. I na tym skończył. Tu tkwi bowiem klucz do sprawy. I tu tkwi nawet wyjaśnienie, bądź choćby rozjaśnienie , co ową „sprawą” jest w rzeczywistości a co jest tylko jej okruchem.

ASF – afrykański pomór świń – swoją drogę naznaczył początkiem w Afryce. Jak podają źródła, nastąpiło to w roku 1910-tym, w Kenii. Potem długa cisza, pewne odwołania do przełomu  dwóch dziesięcioleci 1950/1960 (Portugalia, Hiszpania, Francja, Włochy), prześlizgnięcie się nad 2007-ym rokiem w Rosjii i mocne uderzenie w 2013-tym – Białoruś, Litwa, Ukraina i wreszcie, w 2014-tym,  Polska.

1 sierpnia 2018 roku afrykański pomór świń został wykryty w północno-wschodnich Chinach, które są największym producentem mięsa wieprzowego na świecie -  ubojowi wtedy poddano łącznie 913 świń. To był poczatek - gdyż ostateczna liczba zamyka się w 140 tysiącach.

Przychodzi mi do głowy pytanie - skąd dziki, akurat nieomal na poczatku wojny amerykańsko-chińskiej o globalne panowanie nad tzw. oceanem przepływów, wiedziały, że mają ponieść ASF do Chin właśnie...  

dzikimportJakoś dziwnie pomijalnym medialnie staje się fakt, że Polska  - od czasu pojawienia się pierwszych sygnalów ASF na polskim terenie  - już dokonała uboju  ok. 50 tys świń oraz wydała na walkę z ASF ok. pół miliarda złotych nie licząc rolniczych odszkodowań, na które zresztą - o czym rzadko usłyszeć można -  i tak pieniędzy brakuje.

Wszyscy nieomal, z okrutnym niepokojem,  patrzą na Niemcy, bo jeśli wirus dotrze na niemieckie ziemie  to ponad 700 tysięcy ton niemieckiej wieprzowiny szlag trafi.

Niemcy, aby ustrzec się przed ryzykiem, na wszelki wypadek, ustrzelili już 800 tysięcy swoich dzików poświęcajac na ten cel ok 150 tysięcy Euro.

Co z takiego rozwoju sytuacji wynika ?

Bez wątpienia totalne załamanie rynku wieprzowiny. Z oficjalnych wyliczeń wynika, że Niemcy moga stracić rynek zbytu dla swoich 700 tysięcy ton a Polska – wybijajac ( tu ważne – w małych, prywatnych gospodarstwach!!)  prawie 50 tysięcy tucznika - już straciła.

Ile straciła?...Trudno podać dokładne dane , gdyż pod nóż poszło wszystko przed zważeniem idzikisamowystarcz gotowością do sprzedaży a skala dalszego, już zaplanowanego,  uboju trudna jest do przewidzenia.   Można zaryzykować przybliżona odpowiedź zakładając, że waga 6 miesięcznego tucznika to ok. 100 kg z czego w granicach 50 do 60 procent to części tzw. jadalne czyli szynka, karkówka, schab itd. Użytkowa reszta, czyli ok 20% wagi ( kości, skóra, chrząstki )  itd..może służyć jako surowiec pomocniczy.

Przeliczenie 50 tysięcy wybitych już świń oraz sukcesywne wybijanie następnych można potencjalnie zamienić docelowo na plus/minus ok. 600 tysięcy ton na rok ( połowa rocznej produkcji krajowej) nie dzieląc tego na eksport i zastosowanie wewnętrzne. Obliczenia dość luźne i przybliżone, gdyż trudno przewidzieć, co stałoby się z hodowlami, gdyby dotrwały do momentu sprzedaży lecz liczby te przyprawiają o zawrót głowy.

Generalnie można zaryzykować twierdzenie, że Niemcy dopiero się obawiają o swoje 700 tysięcy ton wieprzowiny (eksport) a my nasze +/- 600 tysięcy ton już – bez zauważalnego sprzeciwu - spisaliśmy nieodwołalnie na straty. Oczywiście świat nas nie zostawi bezlitośnie bez wieprzowiny - statystyczny Polak spożywa jej ok. 40 kg rocznie - i znajdzie się cudowny lek w postaci importu. Co, bez wątpienia, ogłosi się sukcesem rzadu...już wszystko jedno którego... a fakt, że będzie to kolejny gwóźdź do trumny polskiego rolnictwa przejdzie bez echa - wszak półki marketów będę jednak pełne.   

Ciągnąc dalej temat dzika możemy przejść do opracowań naukowców, które dotyczą sposobu przenoszenia wirusa zwanego - nie wiedzieć czemu - afrykańskim.

Tutaj posłużę sie cytatem prasowym :

„...Jak to wynika z ostatnich badań przeprowadzonych przez naukowców, czasami nawet w dobrze zabezpieczonych chlewniach pojawiają się ogniska choroby, które nie mogą być przypisane do kontaktu z dzikami lub zakażonym materiałem. Zdaniem naukowców przyczyną mogą być owady  (czyli zwyczajne muchy). Naukowcy nie mogą wykluczyć, że wystarczy jedna zainfekowana mucha, aby zarazić świnię w chlewni afrykańskim pomorem świń...”

Wynika z tego, że wystrzelanie nawet wszystkich dzików może nie wystarczyć, trzeba się zatem liczyć z rozwojem tzw. sytuacji.  

I dodatkowo :

„..”... wektorem ( wektor to organizm przenoszący tzw. patogeny czyli , w rzeczy samej, chorobę ) wirusa może być też człowiek, który może przenieść go na sobie lub na przedmiotach, których używa....”

Dziwnym pozostaje też fakt, że naukowcy analizując sposoby rozprzestrzeniania sie ASF  nie uwzględnili innej drogi przenoszenia wirusa czyli drogi – ależ to dziwnie i spiskowo zabrzmi – helikopterowej. 

Żaden z naukowców nie poświęcił też ani sekundy uwagi, by zbadać inny, najważniejszy chyba,  aspekt dziczej sprawy a mianowicie: 

– w którym laboratorium ów afrykański wirus powstał i kto dorobił mu legendę siegająca 1910-go roku, by usunać wszelkie związki z teraźniejszością?  

 

dzikiwskaznikiObserwując medialne odniesienia w wykonaniu dosłownie wszystkich -  od celebrytów, artystów, działaczy kultury, sportowców, biskupów począwszy przez pokaźny zestaw wszelakiej maści autorytetów intelektualnych bądź moralnych przy udziale  ...ufff!...jakże trudno przychodzi mi to słowo na język... dziennikarzy kończąc na politykach, naszych i obcych - do kwestii dzików, która, w rzeczy samej, z dzikami niewiele ma wspólnego mogę wysnuć tylko jeden wniosek :

..próbuje się zamienić brutalną walkę o lepszy biznes na walkę ideologii lewackiej z prawacką... zamienić obraz brutalnych metod pola walki o pieniadz i zysk  na - przyprawiajacy już o mdłości - obraz pola walki o ideologię. I nikt , w rzeczy samej, nie dotyka istoty problemu ani nie jest w stanie podać rozwiązania - choć ono nasuwa się niejako automatycznie, po przeanalizowaniu większosci aspektów sprawy.

I tym samym kieruje się uwagę  jednych na nieistotne elementy otaczającego nas polityczno-gospodarczego krajobrazu a uwagę innych neutralizuje i - w efekcie - utylizuje.

 

Zutylizować  – to słowo to dobry jednak łącznik między tym, co działo się i dzieje...i bedzie działo... w prywatnych chlewniach i państwowych lasach z tym, co czyni się z próbami odkryciadzikpoglowieswin tego, co zakryte.

 

Prawdopodobnie efektem będzie taka sytuacja , w której 30%  zainteresowanych tematem stanie kordonem w obronie dzika walcząc w rzeczy samej z myśliwymi z samymi sobą... , 20% zachwyci się wyłącznie stylem używanym przez komentatorów dziczej kwestii i następnie ruszy do kawiarnianych dyskusji próbując dorównać ...40% wzruszy ramionami i  zajmie sie sobą...a z pozostalych 10ciu procent pewnie jakies 8 powie z dumą – „...dziki ?  aaa..faktycznie....coś słyszałem ...”

I tylko może 2 procent ludzi pozostanie z przeświadczeniem, że prawie już wiedzą, o co w tym chodzi ale i będzie ich za mało, by zrobić z tej wiedzy użytek..

 

 

Dwa tygodnie temu nabyłem przypadkiem –  raczej nie nabywam takich produktów – elegancko i smakowicie wyglądający, zapakowany w folię, na styropianowej tacce, zestaw 5-ciu udek kurczaczych. Ochoczo wrzuciłem je na patelnię – ślinka mi ciekła na sama myśl efektu : pieczone udko, ziemniaczki obsypane ziołami i przysmażane buraczki, do tego kefir ..

Pierwszego dnia ucztę zakończyłem  lekkim poczuciem dyskomfortu żołądkowego choć wmawiałem sobie, że to chyba przypadek. Drugi – następnego dnia - obiad zacząłem z nadzieją, że doświadczenia dnia pierwszego jednak z kurczaczym udkiem nic wspólnego nie mają. 

Tego drugiego obiadu już jednak nie dokończyłem – porcja obiadowa wraz z pozostałymi udkami wylądowala w koszu na śmieci a ja do dziś noszę w żołądku wspomnienie plastiku – tak, jakbym się najadł torebek celofanowych bądź spałaszował całą torbę z marketu.  Nie to, co w torbie tylko torbę...samą torbę.  To było dwa tygodnie temu - noszę to plastikowe uczucie w żołądku do dziś. Siłą rzeczy mogę błądzić przypisując kurczakowi smak plastiku – nie znam wszak oryginalnego smaku samych pestycydów, antybiotyków, ulepszaczy i polepszaczy. 

„....Kontrole świeżego mięsa drobiowego sprzedawanego w niemieckich supermarketach wykazały, że co drugi kurczak jest skażony bakterią z rodzaju campylobacter.

W 2011 r. było to jeszcze 31,6 procent, ale już w 2014 nawet 54 procent. Jak podał Instytut im. Roberta Kocha (RKI) w Berlinie, na wywołane groźną bakterią infekcje przewodu pokarmowego zapada rocznie 60 do 70 tys. osób.....”

Powyższy cytat dotyczy sytuacji w Niemczech a ja udka kupowałem w angielskim markecie.

Mój żołądek pamięta jeszcze smak polskiego kurczaka ...polskiej kury...z wolnego wybiegu i karmionej naturalnym ziarnem. Angielskie żołądki zaś są już przerobione i dopasowane do  nowoczesnych norm żywieniowych i najwyżej cierpią na  nieżyt bądź nadwrażliwość jelita. 

Żeby nie było, ze przytaczam przykłady, które nas, Polaków, nie dotyczą, próbując tym samym pomieszać fakty i utopić wątek podstawowy, nawiążę odrobinę do polskiego piekiełka w postaci cytatu : 

UWAGA! Skażony drób w Polsce trafił do 3 miast! “Spożycie powoduje paraliż, a nawet śmierć”

Drób skażony fipronilem mógł trafić do Polski. Mięso jest zabezpieczone, trwają badania – poinformował PAP Główny Lekarz Weterynarii Paweł Niemczuk. 11 sierpnia w unijnym Systemie Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach RASFF znalazło się powiadomienie władz niemieckich dotyczące polskiego zakładu drobiarskiego, do którego skierowano ok. 4,9 tys. kur do uboju z fermy, gdzie stosowano preparat zawierający fipronil.

 

 

Pomyślałem sobie jednak przy okazji, że skoro mój polski żołądek...nasze polskie żołądki...pamiętają jednak smaki sprzed lat to mamy - małą  ale jednak -  szansę na odzyskanie tego, co próbuje nam się zabrać trudzież  szansę na odrzucenie tego, co próbuje nam się wcisnąć.

 

W sumie, tak dumam,  wszystko chyba jedno, czy połowa tablicy Mendelejewa będzie w kurczaczym udku czy też w połciu wieprzowiny. Ważniejszym wydaje się być, by taki połeć nie znalazł się na naszym, polskim stole, czyniąc nas dodatkowo stałym klientem gabinetu lekarskiego a następnie apteki.

 

Ciagnąc temat dzika nie dotknałem dzika w ogóle...bo, co chciałem do niego sprowadzić myśli, to intuicja (bądź zwierzęcy, a może nawet i dziczy,  instynkt) prowadziła mnie kompletnie gdzie indziej...

I pewnie już mi się nie uda do dzika wrócić w tym tekście - zdrowy rozsądek i logika kierują mnie jednak w zupełnie inne klimaty i okoliczności. 

 

Wszystkie słowa w naturalny sposób wywołają - tak mniemam - podejrzenia o tworzenie nowej bądź rozwijanie starej tzw. teorii spiskowej.

Nie pozostaje mi nic innego, jak pominąć takowe zarzuty, gdyż pojęcie „ teoria spiskowa” samodzikkurczak w  sobie jest już spiskiem i stworzono je , tudzież wprowadzono „na rynek”, po to wyłącznie, by odebrać ludziom dociekliwym szansę na „odkrywanie tego, co zakryte”, dociekanie prawdziwych źródeł draństw a w przypadku ich odkrycia na łatwe i szybkie wyrzucenie tych odkryć do kosza.

Łyknelismy -  jak młody pelikan, co łyka wszystko -  takowe określenie dość szybko, uznajac je za doskonałą metodę i sposób na latwiejsze  życie. Tylko zabrakło nam woli refleksji – czy aby na pewno to nasze życie staje się poprzez „łykanie” takich recept, łatwiejsze i lepsze?

 

 

Tak to się przeważnie dzieje, jeśli decyzje o tym, co ma się dziać w kraju zostawia się ludziom, który z tym krajem wspólnego nic ( poza interesem własnym bądź jeszcze bardziej cudzym czy obcym ) nie mają...

Nasze, polskie,  sprawy powinniśmy wziąć w nasze, polskie,  własne rece..

 

 

Tak czy inaczej, pewnie bedzie tak, jak z terroryzmem.  Receptę przedstawił ostatnio prezydent Francji mówiąc , że do terroryzmu musimy się przyzwyczaić.

Na fakt, że on sam przyczynił się ogromnie do wprowadzenia na teren Europy ryzyka , do którego później każe nam się przyzwyczaić,   już nikomu nie chce się wspominać – bo to z jednej strony nieładnie a z drugiej zabronione.

 

....to i do ASF bedziemy musieli się przyzwyczaić ..bo nawet jak wystrzelamy wszystkie dziki we wszystkich lasach to i tak wirus dotrze do chlewni w postaci much albo skażonej karmy, którą zakupimy gdzieś po okazyjnych cenach – wszak import musi sie rozwijac..tym bardziej, jeśli zniszczymy, pozwolimy zniszczyć, własną produkcję czegokolowiek, by zadowolić kabzy przeróżnych korporacji. Będziemy musieli się przyzwyczaić również do tego, że po świniach i polskich chlewniach pozostanie tylko wspomnienie. 

Pozostanie nam również przyzwyczajenie się do „plastikowego dyskomfortu żołądka” po spożyciu plastikowego udka bądź kotleta schabowego, co nawet może być uznane - i podejrzewam, że dokładnie tak będzie, tyle tylko, że nazwa uzyska bardziej naukową formę  - za  nową jednostkę chorobową. I wyposażone w zestaw nowych leków – do nabycia w najbliższej aptece.

 

Dotarła do mnie przed chwila informacja z zaufanego źródła , która pozwoli mi jednak wyjść z honorem z tematu dzika oraz zakończyć tekst zgodnie z intencją, że ja jednak w sprawie dzika...

Otóż podobno Rząd prowadzi , nieoficjalne na razie,  rozmowy z Polskim Związkiem Łowieckim  w kwestii pozbycia się "wirusa strajkowego" panującego wśród stad nauczycieli, lekarzy oraz pielegniarek  ....Ufff!

 

woj1a

 

 

Wojciech Różański