najnowsze

Krzysztof Karoń

covid dla opornych

Witold Gadowski

Wojciech Sumliński

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

radom3a

Dlaczego demokracja się nie sprawdza?



zaraz...zaraz – ktoś zakrzyknie z oburzeniem

– przecież nie wymyślono dotychczas nic lepszego.

Słyszałem to – ten argument - już nie raz..nie dwa..i nie sto.


Każdy odmienia ową demokrację przez najrozmaitsze przypadki ...a to pośrednia...a to przedstawicielska...a to ludowa...a to bezpośrednia ..a to parlamentarna...a to liberalna...a to na wzór zachodni”..a to „na inny wzór”...taka, siaka, owaka....A tak przy okazji, konia z rzędem,  a nawet całe stado, temu, kto wskaże różnice między liberalną a tą - na wzór zachodni...nie mówiąc już o tym, że dociekliwy badacz, słysząc, że istnieje liberalna zacznie się doszukiwać rownież nieliberalnej.

Jak to się więc nie sprawdza?...Przecież tak ją można ponaginać i powyginać ...w tyle przymiotników wyposażyć . A tu taki afront ...gafa – że sie nie sprawdza.


Od Vgo wieku p.n.e najróżniejsze epoki i najróżniejsze rejony definiowały sobie ową demokrację na swoj sposob. Najróżniejszy, w zależności od potrzeby i wygody oraz od tego, komu ona akurat miała sprzyjać bądź służyć.
Ktoś, kto poświęci odpowiednią ilość czasu, by prześledzić losy owego słówka,   sam - bez pomocy mędrców - dojdzie do wniosku, że, w rzeczy samej, nie wiadomo, co ono znaczy i czego, w zasadzie, dotyczy.  Bo raz będzie to  forma państwa, innym razem metoda sprawowania władzy a jeszcze innym razem sposób podejmowania decyzji...a w skrajnej postaci będzie to słówko stanowiło synonim dość specyficznie pojmowanej nowoczesności usprawiedliwiającej każde bezeceństwo bądź też usprawiedliwienie prawnie legitymizowanego bezprawia.


W tej fascynacji słówkiem „demokracja” na przestrzeni wieków niknie jakoś w kompletnej mgle i cieniu definicja przypisywana – co do autorstwa -  podobno samemu Sokratesowi stanowiąca, że  „demokracja to rządy hien nad owcami”. Skrzętnie bywa  takowe pojmowanie rzeczy ukrywane i zamiatane pod wszelkie dywany, gdyż przyprawia wszystkich o przerażenie wprost – wszak, gdyby odebrano nam demokrację, jako słówko i argument, stalibyśmy się w jednej sekundzie barbarzyńcami.

W rzeczy samej początkowy tytuł też jest lekkim nadużyciem a nawet wręcz fałszem.
Z jednej prostej przyczyny – ona, owa demokracja,  się i sprawdza i nie sprawdza. I to nawet w tym samym momencie. W zależności od tego, czy sprawdzamy jej skuteczność z pozycji „rządzącego” czy „rządzonego” jawi się tak bądź tak. Co w rezultacie przekłada się, tak czy siak, na „tak i tak”

Z założeniem,  koniecznym w tym momencie i takim mianowicie, że „rządzący” nie mają potrzeby zastanawiać się, czy demokracja działa czy nie działa – gdyż dla nich zawsze będzie miała sens i zawsze będzie działała - a rządzonemu zawsze też będzie ona wychodziła bokiem. Nawet, gdy chwilowo zamglą mu się oczy, gdy zapuka listonosz donoszący jakieś kolejne 500plus czy 13tą emeryturę.

Bajkę o demokracji możemy zamknąć właściwie w jednym zdaniu, wypowiedzianym przez bohatera niżej prezentowanego wywiadu – Marcina Janowskiego z Fundacji PAFERE:

„Wybieramy sobie ludzi, którzy mają nam służyć i w chwilę później stajemy się sami służącymi tych, których wybraliśmy”

Taka krótka, jednozdaniowa bajka, której akcja toczy się już dość długo - od V-go wieku p.n.e.  nieprzerwanie do dzisiaj. I nikt nie wie, ile jeszcze bedzie trwała, gdyż – zgodnie z tym, o czym wspomniałem wcześniej – nikt nie wymyślił dotychczas niczego lepszego i nikomu nie chce się nad tym myśleć w dalszym ciągu ...Może dlatego, że ci, którzy próbowali, przeważnie już nie żyją. 

Rozmówcy w tym wywiadzie zastanawiają się również ze smutkiem nad tym, dlaczego tak się dzieje, że my, wyborcy, wybieramy ciągle tych, którzy nam zechcą coś dać.... mimo, że  i tak się okazuje zawsze , że za to, co – ci, których wybraliśmy - dali i tak my musimy, w końcowym efekcie,  zapłacić. I to nawet wielokrotnie.

Podobno – i to moje powątpiewanie nie jest skierowane bynajmniej pod adresem obu, przedstawionych na filmie, panów – nasi wybrańcy czyli owa tzw. władza leczy tym nasze kompleksy niższości wobec tzw. Zachodu. Pytałem kilku moich znajomych z Polski, czy są świadomi posiadania takowych kompleksów wobec Zachodu..czy jakoweś mają gdzieś skryte w zanadrzu ?...Zbyli mnie śmiechem.
Coś w tym jednak musi być – jeśli nawet nie kompleks to choćby chęć sprawienia sobie czegoś nowego. Tyleż wszak razy ruszamy się z domu, albo nawet zbaczamy w drodze z pracy, z postanowieniem – aaaa! pójdę i sobie coś kupię !...


My sami możemy sobie najwyżej kupić batonika z orzechami, buty, apaszkę czy torebkę...jacyś nieliczni to "se" mogą nawet zboczyć, by kupić Mercedesa ... ale władza może nam sprawić nowe lotnisko, nowy dworzec tramwajowy albo nawet strefę relaksu ułożoną z palet. To jest coś, czego sami nie jesteśmy w stanie sobie dać. Kogo w końcu stać na własne lotnisko?..może kilka osób.... A na własny dworzec tramwajowy ?...po jasną – że już zaklnę z radości - cholerę!  komuś własny dworzec tramwajowy?...No ale jak miasto „stawia” to robi się miło i fajnie popatrzeć...Nikomu nie przyjdzie do głowy myśl, że to też za nasze pieniądze – wszak „władza” własnych pieniędzy nie ma - o tym wszak wiemy. To znaczy...niby wiemy.

Władza” w taki właśnie sposób kupuje sobie naszą przychylność.

Nie wiadomo dokładnie, w co ta „władza” trafia w naszej świadomości, uzyskując, mimo wszystko,  tę przychylność - najtęższe umysły kombinują w co, tworząc kolejne teorie spiskowe i nie mogą trafić. Ale fakt, że "władza" trafia nie pozostawia wątpliwości - widać wie o nas więcej niż my sami o sobie. Musi w coś trafiać, skoro ciągle wybieramy właśnie takich, którzy nam obiecają coś dać albo coś nawet już "dali" – choćby dworzec lotniczy, który za chwilę zostanie i tak zburzony albo jakieś „pińset plus”... nawet, jeśli to i tak z naszych pieniędzy.


Wbrew pozorom to też element wspomnianej na wstępie demokracji.

Pójdźmy zatem dalej tym tropem. Demokracja, jakkolwiek by jej nie traktować i nie łamać przez przypadki czy owijać przymiotnikami, nieodłącznie kojarzy się z  polityką...i na niej się opiera. Demokracja bez polityki nie ma racji bytu, nie istnieje .

Polityka jest matką wszystkiego w obszarze zarządzania Państwem i społeczeństwem. Demokracja zaś to jedna z dróg jej realizacji – ta, rzekomo, najnowocześniejsza.

Tym bardziej znajdziemy sens – czy też bezsens - w takim połączeniu im bardziej zainteresujemy się odpowiedzią na pytanie -  czym jest polityka?
Warto sięgnąć nawet głęboko wstecz – dowiemy się wtedy jaka, z upływem czasu,  nastąpiła zmiana i czy nam owa zmiana na pewno odpowiada albo czy ją zauważyliśmy. 
Znów musimy się cofnąć – choć wiem, że dla wielu to męcząca czynność - do czasów przed naszą erą. I , tu uwaga!! – do  Grecji. Gdy uważnie wsłuchamy się w to, co mówi gość w prezentowanym poniżej wywiadzie usłyszymy rownież do tej Grecji odniesienia ..tyle tylko, że do obecnej, nam wspólczesnej.
Ostrzeżenie, że mamy wielkie i wszelkie szanse, by skończyć jak Grecja teraźniejsza, właśnie nam współczesna brzmi w Polsce dość obco. Któż się będzie zajmował Grecją, uznając greckie ryzyko za nam bliskie,  skoro bliższe nam dysputy o Polsce ?...wszak to polska demokracja zajmuje nasze umysly ...i polska polityka. To znaczy...jednym zajmuje a u innych wywołuje odruch obrzydzenia.


Ale przecież zarowno demokracja jak i polityka swoje źródła definicyjne znajdują właśnie w Grecji. Tyle tylko, że w starożytnej. Wtedy, w owej greckiej starożytności, rodziły się pojęcia nowoczesnej państwowości. I wypadałoby domniemywać, że  skoro starożytni Grecy wiedzieli, jak ową państwowość ułożyć nowocześnie – a starali się jak mogli – to współcześni Grecy zechcą z tych doświadczeń swoich przodków skorzystać ku własnej chwale i ku zazdrości okolicy nie dądzą sobie ich odebrać. A jednak dali.

Współczesna Grecja, gniazdo i kolebka tak demokracji jak i polityki, wali się w gruzy. Jedni mówią, że zbankrutuje za chwilę, inni - że już zbankrutowała. 

Ale wracając do źródła pojęcia „polityka” – ze starożytnej greki się to wywodzi jako „sprawy państwa-miasta”...Kwestie sporów filozoficznych między Arystotelesem a Platonem – greckimi mężami tamtych czasow - pozostawić chciałbym koneserom, gdyż poświęcając im uwagę można stracić całe życie.  Wartym pozostaje jednak zwrócenie uwagi na to, co jeden z nich , Arystoteles, mówił o polityce właśnie. Wedlug niego polityka jest – była - rozumiana jako rodzaj sztuki rządzenia państwem, której celem jest dobro wspólne.

Oooo! Jakże miłe dla ucha słowa!! Przecież o to nam chodzi.

Równy gość z tego Arystotelesa ..i jaki przewidujący!! Czyżby wtedy już wiedzial, że sprawi takim podejściem przyjemność nam , nam – żyjącym 2 tysiące trzysta lat później ?

Niestety. Nie przewidział też, biedak, faktu, że w zupelnie innym miejscu świata – w Niemczech -  pojawi się niejaki Max Weber ( zaprzyjaźniony, gdyby ktoś nie wiedział,  ideowo z Karolem Marksem), który zmieni całkowicie tak definicję jak i treść oraz zastosowanie greckiego wynalazku. 

Od dawna już obowiązuje - gładko poszło - weberowska wersja polityki jako dążenie do udziału we władzy. Ale kto by się zajmował dzieleniem włosa na czworo i przejmował definicją bądź treścią? – liczy się wszak slowo.

Polityka dziś to takie działanie, które kończyć się ma zdobyciem władzy, utrzymaniem władzy bądź odzyskaniem władzy. Żadne skomplikowane ajwaj - jasno, prosto, wyraźnie. Z tzw. dobrem wspólnym nic wspólnego nie ma, chyba, że takim mianem obdarzyć korzyści wyłącznie określonej, wąskiej grupy ludzi - z jednej strony kompletnie indywidualne a tylko z drugiej wspólne. Co i tak czyni sprawę jedną wielką kpiną.

Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że skoro uległa zmianie definicja polityki , i to uległa kompletnie, to i demokracja musiała automatycznie przybrać formę zmienioną, i to też równie, niestety, kompletnie. I żadne wyposażanie jej w przymiotniki niczego nie zmieni. A już na pewno i ponad wszelką wątpliwość, nie na plus. Tym bardziej plus dodatni.


Nie potrafili Grecy obronić swojej zdobyczy i polegli pod butem niemieckiej  - wszak weberowskiej - mocy definicji. Ten niemiecki but daje się we znaki zresztą już od dawna i to nie tylko Grekom. Niemniej jednak zawsze w imię kolejnej wersji demokracji bądź polityki.

My, Polacy,  też doświadczyliśmy dobrodziejstw tego buta tak w przeszłości jak i doświadczamy dzisiaj lecz dalej nam się wydaje, że potrafimy sprostać wyzwaniu. Choć istnieje spora grupa, która doszła do wniosku, że pod niemieckim butem albo się ginie albo się w ten but – a nawet oba- wchodzi. I weszla. Co tylko komplikuje sytuację tych, którzy jednak wolą własne. I niczego nie zmiania w dalszym ciagu.

Można by jednak nie poświęcać baczniejszej uwagi tej właśnie grupie polityków,  gdyby stanowiło to jedyny powód tak skomplikowanej sytuacji, w jakiej znajduje się obecnie Polska.

Najróżniejszych wzorów butów  - w rzeczy samej bardziej służących do deptania, przydeptywania i zadeptywania niż do zwyczajnego chodzenia - będących dzisiaj w polskiej modzie, nie brakuje...czarnych, czerwonych, niebieskich i w gwiazdki ...do wyboru, do koloru i chętnych do zakładania bez liku.


Ale za chińskiego boga nikomu nie przyjdzie do głowy spojrzeć na grecką przestrogę, która jasno i wyraźnie pokazuje, czym kończy się wiara w demokrację czy w politykę, szczególnie na weberowski, zachodni wzór  ....a następnie wyciągnąć z lamusa stare, sprawdzone i wygodne ponad wszystkie inne, buty w tonacji biało-czerwonej. I przestać odmieniać przez przypadki demokrację tylko zająć się po prostu przyszłością zaczynając od teraźniejszośći. I nie byłoby nawet potrzeby sięgać do starożytności.

Na tym skończę wstęp do zaproszenia do obejrzenia filmu. Miało być kilka słów wprowadzenia i na tych kilku poprzestanę. Reszte pozostawiam  bohaterom filmu. Jeszcze sporo zostało, tak do wysłuchania jak i do przemyślenia.

woj1a

 

 

 

Wojciech Różański

 

 

 

 (przewiń film od początku)