najnowsze

Krzysztof Karoń

covid dla opornych

Witold Gadowski

Wojciech Sumliński

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Ciąg dalszy dylematów Jana Kochanowskiego - Polska 2015

 „O nierządne królestwo i skinienia bliskie,

Gdzie ani prawa ważą, ani sprawiedliwość
Ma miejsca, ale wszystko złotem kupić trzeba…”

Jesienne wybory wygra PiS. Porażka Platformy wydaje się być już „przyklepana”. Trochę zamieszania  wprowadzi nowoczesna.pl, partia  tworzona przez Balcerowicza, Petru, Olechowskiego i Frasyniuka , część głosów pojdzie na ruch Pawła Kukiza, SLD właśnie popełniło samobojstwo a PSL – tak się wydaje – wypadło z gry również na amen. Reszta nie będzie sie liczyła.

Najciekawszym elementem wyborczego krajobrazu niewątpliwie stał się Paweł Kukiz. Człowiek z błyskiem w oku i w t-shircie z logo Dywizjonu 303 - Kościuszkowskiego ( czy ktoś to w ogóle zrozumiał?) , ktory porwał część wyborcow do walki z partiokracją , poświęcił mnóstwo czasu, zdrowia i energii na „wyjście do ludzi” skończył na poziomie mimo wszystko dającym niewiele  pola do manewru,  bo raptem 20%. Z drugiej strony – nie angażując się w boje o fotel pod żyrandolem – partia Balcerowicza , jeszcze nie funkcjonująca praktycznie w przestrzeni politycznej ale już, jak się twierdzi,  nowoczesna, dostaje w sondażach trzecie – po PiS i PO - miejsce w planach parlamentarnych gasząc owe 20% poparcia dla idei przywrócenia Polski obywatelom.

Owe kukizowe 20 procent zostało zresztą wygaszone  zanim jeszcze Balcerowicz skończył  drugie śniadanie - rozpisano je dość sprytnie w drugiej turze między Komorowskiego i Dudę ze zdecydowanym wskazaniem na Dudę, czym pogrzebano w rezultacie główne przesłanie czyli: „precz z partiokracją”. Balcerowicz zaś nie wydając ani złotówki na tworzenie armii dostał ją w formie deseru nie wstając od stołu słowami: „Zamiast ciepłej wody w kranie proponujemy perspektywę lepszego jutra”.

To zadziwiające, że do polskiego społeczeństwa nie trafił apel - błaganie nieomal - „PolskoPotrafisz!!”...... że idea „ przywrócenia  państwa obywatelom” tych obywateli nie zainteresowała. Obywatele zdecydowanie wolą wybierać między fałszywą  zgodą i wątpliwym bezpieczeństwem a obiecywaniem wszystkiego, co się da  jednocześnie zastanawiając się, czy nie dać szansy komuś, kto już ich wszystkich raz sprzedał a dziś próbuje sprzedać po raz drugi szykując m.in. podwyżkę podatków, składek ZUS i wieku emerytalnego do 70-tki. Perspektywa „ lepszego jutra” (nawet kosztem ciepłej wody w kranie), jak zaczęła się cieszyć uznaniem w 1944-tym tak cieszy się nieustannie do dziś.

Skutkuje to smutnym wnioskiem, że polskie społeczeństwo woli być jednak partiokratyczne. Paweł Kukiz rzucił w tłum wyzwanie najwyższego lotu – „to wasza sprawa...wasza odpowiedzialność – ja mogę być najwyżej łącznikiem i spoiwem”. Polska nie zechciała tej odpowiedzialności wziąć na swoje barki – woli nadal obciążać nią partyjnych liderów bo tak jest wygodniej a kogoś, kto próbuje tę odpowiedzialność narzucić lub zasugerować wciska w ramki muzykanta nadając pomysłowi miano farsy.

Rezultatem jest sytuacja, w której 3.1 procenta przewagi Dudy nad Komorowskim – a tak naprawdę w realnym wymiarze raptem ok. 1,5 procent - wywołuje szał radości, śpiew , taniec i ciągnie za sobą entuzjastyczne sformułowania w rodzaju: „Polacy wybrali...”  a 20, 8 procenta Pawła Kukiza nie tworzy niczego poza przekonaniem,że „nie oddamy Polski gówniarzom”.      

 Wspomniane wyżej „przyklepanie” porażki Platformy nie oznacza  jednak rezygnacji i spisania jej na straty .. o .nie!  - najwyżej wywoła zmianę prowadzącego. Ewa Kopacz pokazała, że nie jest w stanie popchnąć spraw do przodu nawet na milimetr (co zresztą nie dziwi przypominając sobie jej „sukcesy” w Ministerstwie Zdrowia) i intuicja każe przewidywać, że zastąpi ją właśnie „przegrany” prezydent. A ma ku temu wszelkie dane, gdyż nie przegrał – chce się aż napisać , że zadbano o to, by nie przegrał - z Dudą aż tak znacznie. Ot ! marne 3.1 procenta – w granicach błędu statystycznego. Platforma więc dalej będzie grała słyszalnymi dźwiękami w tej polskiej orkiestrze tyle tylko, że już nie będą to pierwsze skrzypce. Ale kto powiedział, że opłaca się grać pierwsze skrzypce ?....Praktyka pokazuje, że jest wprost odwrotnie. Warto ale się nie opłaca. Zgodnie zresztą z zasadą lansowaną – żegnaliśmy tę postać niedawno -   przez jedną z czołowych postaci lat wolności twierdzącą z uśmiechem , że równie warto być przyzwoitym człowiekiem lecz...się właśnie nie opłaca. Gdy takie słowa mówi zwykły człowiek to są to wyłącznie zwykłe słowa...gdy wymawia je osoba uznana za narodowy autorytet  brzmią jak nakaz moralny do bezzwłocznego wykonania.

Niejedne jeszcze  sondaże w przyszłości – jak będzie taka potrzeba - wywindują PO znów do roli pierwszoplanowej. Tak czy inaczej,  przyczółków Platforma nie opuści i nie odda. Nawet jeśli będzie to za cenę  bezrefleksyjnego zawłaszczania – co się właśnie dzieje – choćby np. opinii Lecha Kaczyńskiego, że  na zmywak wyjeżdżają nieudacznicy, których słuchać nie warto a przejmować się ich dylematami lub opiniami tym bardziej.

Następnym zaskoczeniem, olbrzymim w rzeczy samej - w tej przygrywce do wyborów parlamentarnych - jest zadziwiająco niska, praktycznie żadna, pozycja Grzegorza Brauna. Wszak to on, jako jedyny, jasno i wyraźnie opowiadał się po stronie Polski „Szcżęść Boże” a nie Andrzej Duda, mimo tego, że ten tuż po ogłoszeniu wyników pognał szybko na Jasną Górę, by podziękować . Podejrzewano nawet, że Braun korzystał z pewnych łask Ojca Rydzyka. Ale...Boże nie grzmisz?? ... został wyeliminowany z gry. Albo był pionkiem w rękach Ojca Dyrektora – a ten wie przecież doskonale, jak się rozgrywa  bitwy, by wygrać wojnę -  albo naród  i hierarchowie Kościoła jednak przestraszyli się braunowej ponadprzeciętnej inteligencji, doskonałych definicji rzeczywistości  i bezpardonowej pewności trafiania w cel. W wersji ekstremalnej zaś, choć bardzo prawdopodobnej – jedno i drugie razem.

Wraz z upadkiem Brauna  upadła w Polsce szansa na prawdziwy katolicyzm i wiarę – ten katolicyzm i wiara, które niesie Andrzej Duda wraz z PiS-em bardziej wszak przypominają zwykły biznes czyli, w rzeczy samej, kolorowe opakowanie z bublem w środku. Niewątpliwie to Duda właśnie jest opcją bezpieczniejszą zarówno dla Kościoła jak i dla większości katolickich wyborców ....tych, którzy jakość i moc wiary mierzą ilością przyjętych komunii świętych a obronę wartości chrześcijańskich utożsamiają z obroną swojego proboszcza.

Próbuje się dziś nawet zarzucić Braunowi biały kaftan na ramiona  czyniąc go   swoistym  Don Kichotem pola walki spychając jego pasje  w kierunku obsesji na tle walki z Windowsem ósemką. Posiadacze ponadprzeciętnej inteligencji oraz umiejętności władania polskim językiem we współczesnej Polsce szans większych nie mają. Czasy intelektu Braunów polskiej rzeczywistości albo już dawno minęły kończąc swój żywot w dołach Katynia, za drutami Oświęcimia bądź w kazamatach ubeckich  katowni albo jeszcze długo przyjdzie nam na nie czekać.

Jeszcze niedawno, podczas wyborów do parlamentu Europy, wydawało się, że do przodu ruszy zdecydowanie Korwin Mikke - obietnica wysadzenia Unii w powietrze porwała wtedy wielu wyborców. Przez dość długi czas Korwin był nawet lansowany przez media jako wiodący antysystemowiec i - wydawało się przez chwilę - mógł zagrozić Pawłowi Kukizowi. Rozgrywano tę rywalizację dość starannie kusząc tak jednego jak i drugiego - a także ich wyborców - pewnymi szansami. W tym przypadku jednak podwórkowa zasada „ oliwa sprawiedliwa na wierzch wypływa”  zadziałała i Korwin na własne życzenie poległ pokazując wyraźnie, że antysystemowcem tak naprawdę nigdy nie był i być nie zamierza. Pensja europosła w zupełności mu wystarcza, Unii wysadzać nie zamierza - najwyżej doić póki się da. Pochwalił  wprowadzenie żywności genetycznie modyfikowanej okazując większą  sympatię planom unijno-amerykańskiej ekspansji niż dbałości o zdrowie i przyszłość polskiego konsumenta a następnie skończył na deklaracji poparcia Bronisława Komorowskiego czym , w najbardziej zdecydowany ze wszystkich sposób , odkrył prawdziwe karty swojej talii. Obietnica postawienia wszystkich, co dotychczas handlowali Polską w imię swoich interesów i przeciw społeczeństwu przed sądem okazała się fałszywym asem chowanym w rękawie na specjalną okazję a pozory wspierania inicjatywy Pawła Kukiza (lub przynajmniej nie przeszkadzania) prysnęły po oczach obserwatorów piekącym bólem niczym mydlana bańka, która jeszcze sekundy wcześniej mieniła się  wszystkimi barwami tęczy. Wszystko wskazuje na to, że Janusz Korwin-Mikke  dokończy swoją karierę polityczną podsypiając w ławach europarlamentu – nie opłaca się zamieniać pensji na sejmową.

Polska właśnie wybrała prezydenta. Ze radosnym śpiewem na ustach uczestniczy wielu w wątpliwej stypie żegnając skompromitowanego „Gajowego” i uznając to za sukces stulecia. Postawiono przecież tamę nieokiełznanemu apetytowi Platformy na władzę  oraz prawo do samodzielnego niszczenie kraju. Wszak, na Boga!!,  nie mogło być tak, by władza i prezydencka i rządowa  i sejmowa w jednych rękach były skupione.

Wszyscy zdają się jednak zapominać, że nowy prezydent  urząd obejmie w sierpniu, wakacje rzecz święta a tuż potem , na jesieni, następuje przetasowanie w Sejmie -  zgodnie z przewidywaniami z początku tego tekstu - oraz zmiana na fotelu premiera  na kolejnego reprezentanta PiS. I być może nie będzie to Jarosław Kaczyński, bo ten z jednej strony nie lubi  brać  odpowiedzialności bezpośrednio na siebie a z drugiej - jest w wieku już jednak pozapoborowym, papieskim bardziej    - to jednak znów będziemy mieli problem z partyjnym łączeniem  foteli. Problem pozostanie i uderzy z większą - wydaje się - siłą,  pomimo zwyczaju, że od momentu zaprzysiężenia nowy prezydent wyrzeka się tradycyjnie swojej dotychczasowej partyjnej wiary.

Kampania prezydencka i jej efekty dostarczyły - mimo wszystko - niezwykle ciekawych materiałów do analizy i nauki. Wypada jednak zapytać - i cóż z tego? Podobnych okazji mieliśmy od 89-go roku (a i wcześniej też) aż nadto wiele, by zmądrzeć.  Niech mi ktoś wmówi, że  w czasie 25-ciu lat powtarzania tej samej klasy  nie można nauczyć się na pamięć tabliczki mnożenia.

Szaleństwem jest wiecznie czynić to samo i oczekiwać innych rezultatów” – czy to jest prawda objawiona ?... czy trzeba mieć umysł Einsteina, by dostrzec w tym powiedzeniu absolutny fundament i sens? Okazuje się , o dziwo!!, że trzeba jednak, gdyż powiedzenie , choć zyskało niezwykłą popularność w ostatnim czasie, to  zdecydowana większość traktuje je po swojemu nie zwracając uwagi na faktyczne intencje Einsteina. Albo ich po prostu nie rozumie. Teoretycznie powinniśmy wszyscy szaleć z radości – wszak można się poczuć, i to każdy!!,   przynajmniej o 10 lat młodszym. No cóż!...kto chce niech się cieszy ....kolejne powiedzenie - „ obiecanki , cacanki a głupiemu radość”  - mnie osobiście wstrzymuje jednak przed  wzniesieniem tostu.

Wróciło nowe jednym słowem. PiS świętuje zwycięstwo i po raz kolejny słyszymy, że Polska wybrała  zmianę. Nikt słowem się nie zająknie, że zadecydowało raptem 3,1 procenta i to jeszcze w sytuacji, gdy znów mniej więcej połowa Polaków miała te wybory w nosie a 1.47 procenta oddało głos nieważny . Zresztą...czy to ważne?...zwolna i tak  przebijają się przez okrzyki radości słowa, że to „ Bóg wyznaczył Andrzejowi nową misję”. W takiej sytuacji nie wypada zarzucać  boskiemu majestatowi, że tylko raptem 1,5 procenta realnych głosów  ( czyli de facto tyle samo, ile było głosów nieważnych) przeznaczył na namaszczenie  nowego mieszkańca Belwederu.

Do demokracji trzeba dorosnąć. Jej rolą - w teorii - jest wybór najlepszych. W praktyce zaś, jak pokazują liczne badania naukowe, wybiera się jednak przeciętnych. Społeczeństwa  - nie tylko polskie – nie dorosły do poważnych analiz ofert i do poważnych kandydatów z pomysłami. O takich zresztą też niezwykle trudno zważywszy na fakt, że  każdy oferent w tym przetargu o „lepsze jutro” to taki sam człowiek - z krwi, kości i umysłu - jak ci, co na niego głosują.   Czasem trafi się ktoś przewyższający intelektem i pomysłowością rzesze wyborców w sposób znaczny  lecz to wcale nie jest gwarancja sukcesu, wręcz przeciwnie – skutkuje porażką.

Badania niemieckich socjologów z amerykańskiego uniwersytetu dowodzą, że demokracja rzadko (lub nigdy) prowadzi do wyboru najlepszego przywódcy.  Podobno „ w porównaniu do dyktatur lub innych form rządu na korzyść demokracji działa tylko to, że skutecznie zapobiega dojściu do władzy kandydatów z umiejętnościami poniżej średniej”.

Być może zatem  polski przypadek z 1990-go roku znalazł swoje miejsce na liście wyjątków potwierdzających powyższą regułę. Nie jestem w stanie żadną miarą zrozumieć dlaczego akurat polskie przykłady zdecydowanie muszą wpisywać  się na listy wyjątków po ich negatywnej stronie. Obserwacja  codzienności choćby na Węgrzech, Islandii czy w Szwajcarii daje jakieś wyobrażenie o możliwościach wpisania się po stronie pozytywnej lecz cóż...jakie społeczeństwo  taka władza .... trudno zaprzeczać  wnioskom niemiecko-amerykańskich raportów.

Było do przewidzenia, że Paweł Kukiz będzie grał rolę czarnego konia... Stawianie wyborcom przez krótki okres dylematu – Korwin czy Kukiz? – jawiło się wyłącznie  testem opłacalności lub inną formą opisywanych przez Olechowskiego ćwiczeń taktycznych. Było na to przyzwolenie a nawet plan, który polegał na zgodzie na bezpieczne skupienie w jednym miejscu większej ilości niezadowolonych, przez to zminimalizowanie a w zasadzie eliminacja wpływu innych opcji typu Korwin, Narodowcy, Braun itd. po czym pacyfikacja zebranego tłumu i rozmiękczenie inicjatywy od środka przy użyciu tzw. people-friendly kretów.

Tak w  czasie kampanii jak i przed nią światło dzienne ujrzało wiele ciekawych, choć budzących grozę,  rewelacji, które w sposób jednoznaczny powinny określić szansę  reelekcji prezydenta związanego z Platformą Obywatelską na poziomie  prawie zerowym. Od taśm Sowy i przyjaciół po książkę Wojciecha Sumlińskiego.

Zwykło się mówić – „ w normalnym kraju” takie wieści zmiotłyby z politycznej sceny niejednego aktora i niejedną formację. W normalnym kraju ..tak! ....w kraju istniejącym praktycznie a przecież jasno wynikało z ujawnionych rozmów, że Polska to jednak wyłącznie teoria. Więc nie powinno nikogo dziwić, że  nie zmiotło a nawet wprost przeciwnie - poparcie społeczne tak dla głównych aktorów jak i reżyserów „filmu o polskiej wolności”  przeszło - co tu kryć ? - wszelkie oczekiwania.

Niebywałe, że po takiej porcji wrażeń Bronisław Komorowski – zgodnie z planem lansowanym w sondażach - nie tylko gładko awansował do 2-giej tury ale i przegrał ją ledwo-ledwo i równie ledwo-ledwo wygrał Andrzej Duda choć zdrowy rozsądek i oceny rozwoju bieżącej sytuacji biorące swoje źródło z życia zwykłej ulicy  pozwalały mieć pewność, że wygra ćmiąc papierosa i trzymając nonszalancko jedną rękę w kieszeni. Zakładając oczywiście, że on też swoje miejsce w 2-giej turze zawdzięcza naturalnemu biegowi zdarzeń .

Zdrowy rozsądek – okazuje się po raz kolejny  – z obiektywnymi społecznymi potrzebami i równie społecznym instynktem samozachowawczym oraz faktycznymi zagrożeniami społecznego życia tyle ma wspólnego ile intencja trafienia w cel podczas strzelania z faktycznym jego rezultatem w sytuacji, gdy obowiązek noszenia kul oddamy Pan Bogu.

Jakakolwiek oficjalna ordynacja wyborcza nie obowiązywałaby w Polsce i tak wydaje się, że agenturalny system kretów i media są w stanie każdą „skroić”  do konkretnych potrzeb. Klient, mimo, że wybiera się do sklepu po niebieską farbę wyjdzie z niego z zieloną choć do niczego mu ona niepotrzebna .... na dodatek bez żadnej gwarancji jakości ale za to z absolutną pewnością, że sklep zwrotów nie przyjmuje   i. .. będzie uchachany od ucha do ucha, że w ogóle z czymś wyszedł -  mimo, że już nie raz spece od marketingu robili z niego jelenia w tym politycznym supermarkecie. Wychodzenie w stylu Zabłockiego widać jest naszym ulubionym – choć to wcale nie brzmi śmiesznie - zwyczajem niezależnie od faktu, że prywatnie, przy obiedzie niedzielnym, nieomal  każdy ochoczo głosi, że „ media kłamią”, politycy to złodzieje  i „nikt mi nie będzie mówił, co mam myśleć i robić”.

Gdy lata temu Jacek Kurski publicznie stwierdził, że „ ciemny lud wszystko kupi” zawrzało w narodzie oburzeniem i wydawało się, że już!....już!....jutrzenka blisko...Gdzie tam!!!. Para posżła w gwizdek i wszystko wróciło do normy szybciej niż z niej wyszło.

Kurski wydeklamował  wtedy żołnierskimi słowami stare przesłanie fraszki Jana Kochanowskiego i to, co obserwujemy dzisiaj jest wyłącznie dowodem, że Polak to - od stuleci - twardy gość. Nie dał mu rady Kochanowski, poległ w wysiłkach Frycz-Modrzewski , Piotrowi Skardze też opadłyby dziś ręce a Niemcewicz z Krasickim zapłakaliby się na amen.      

Nadzieję jednak budzi fakt, że kilku panom, tak podczas kampanii jak i po wyborach,  puściły nerwy i prawdopodobnie spora część  50-letnich  kukizowych „gówniarzy” tego tym panom nie wybaczy ...... przyłączą się nowi „gówniarze” a także jacyś „gnoje” i może  .....może!....no jest ta szansa!!...na jesieni ci, co próbowali kazać nam myśleć, że obniżka podatków i podniesienie kwoty wolnej od podatku to działania na szkodę obywatela, zmienią pracę, wyjadą i wezmą kredyt posiłkując się receptą ustępującego prezydenta  na dostatnie życie.

Czyż nie warto przy okazji i na koniec wspomnieć o frekwencji?

Pierwsza tura zgromadziła niecałe 49 procent polskiego społeczeństwa. Ponad połowa Polaków zlekceważyła kochtak szansę jak i ryzyko – mimo, że wybór był  za zasadzie  „ od sasa do lasa”, pełny asortyment na półkach. I oto, gdy pierwsza tura ledwo przebrzmiała,  pojawia się sondaż-sugestia wieszczący  obecność  przy urnach drugiej rundy ok. 60 procent społeczności (skończyło się na 55-ciu ) . Wyborcy Pawła Kukiza dali się rozjechać – część pognała pod parasol „zgody i bezpieczeństwa”  Komorowskiego (fakt, że mniejsza ), część (większa, niewątpliwie)  poleciała całować w pierścień Dudę. Ale też spora część – ci, którzy poszli za Pawłem Kukizem w intencji walki przede wszystkim z partiokracją – została w domu. I nagle obserwujemy cud – wielu wyborców z pierwszej tury nie poszło na wybory  ale frekwencja poszybowała w górę. Nie ma się co dziwić  - Polska to wszak ziemia cudów i brak wiary w takowe zakrawa na  świętokradztwo.  

Wielkości cudu nie da się zaprzeczyć. Wpisali się weń również - a może przede wszystkim - bezdomni, którzy dotknięci znienacka łaską pańską i nagle oświeceni potrzebą prezentacji obywatelskiego obowiązku pognali tłumnie do urn. Powstali podobno z grobów też umarli – tak donoszą ci, którzy śledzili zawartość list wyborców. Zdarzało się także, że jedna i ta sama osoba figurowała na dwóch listach – w swoim rejonie  i w szpitalu, w którym akurat przebywała. Konia z rzędem a nawet i całe stado temu, kto sprawdzi, kto za nią głosował w miejscu zamieszkania.  Nie wypada zadawać pytania – skąd,  zanim to się stało, wiedzieli o tym twórcy sondaży ?...Naprawdę nie wypada  kwestionować cudów.

Tym bardziej, że aby wyrwać Polskę z zapaści.....abyśmy zrozumieli, że „gdy dwóch mówi to samo to bywa, że jeden kłamie a drugi mówi prawdę”......byśmy zechcieli nauczyć się  rozpoznawać  puste słowa bez pokrycia, odrzucać je i uczyć się choć na własnych błędach   .... cud jakiś jednak będzie potrzebny. 

woj1aWojciech Różański